niedziela, 24 listopada 2013

Niedziela turystyczno - kuleczowo - hamakowa :-)

Jak zwykle nie umielismy sie zdecydowac gdzie pojechac bo od polnocy nadchodzily potencjalne deszcze i burze a na poludniu na Gold Cost mamy chwilowo najazd imprezowych nastolatkow.
A w koncu sie wybralismy do parku na poludniu Brisbane - Daisy Hill - gdzie tez sa koale ale na dziko i nie da sie ich przytulac, niestety.


Na dziko koali nie widzielismy tym razem ale bylo kilka w malej zagrodzie - tylko czasem bardzo ukryte :-)



Weszlismy na wieze widokowa ale tez koali nie bylo widac z wysoka


Potem z miejsca z koalami poszlismy w las


Przy sciezce zobaczylismy kopiec termitow ziemnych tym razem


Po lesnych sciezkach nie pochodzilismy za dlugo bo bylo za goraco i za wilgotno i ciezko bylo oddychac a nasz litr wody konczyl sie zastraszajaco szybko wiec tym razem sobie podarowalismy wycieczki w najgoretszej czesci dnia (bo optymistycznie wybralismy sie po 12 na wycieczke)
Wrocilsimy w poblize parkingu i tym razem pokazaly sie male kangurki zwane tutaj wallaby. Ale byly strasznie plochliwe i uciekaly jak sie probowalam zblizyc.





Bylo tak goraco ze ptaki sie pluskaly w kaluzach po wczorajszym deszczu - tutaj ptaszki miodojady


A potem jak juz wyjezdzalismy z parku zobaczylismy kukabure czyli ptaszka ktory wydaje te straszliwe odglosy - cos jak smiech cos jak gdakanie (jak sie tutaj nacisnie to sie otworzy nowa strona z dzwiekiem)
I do tego ptaszek pozwolil mi bardzo blisko podejsc zanim sie znudzil i odlecial.




Jak sie w koncu zebralismy do domu to padla propozycja zeby jechac do Ikei skoro i tak jestesmy obok ale jakos mi sie to nie usmiechalo w porze obiadu bo tutaj ikea to tanie i dobre jedzenie i do tego w weekend oznacza tlumy no ale jakos tak czy inaczej tam dojechalismy :-)

Tutaj szczesliwy Daniel z kuleczkami (albo klopsikami jak to woli)


Zmeczony Daniel pod wielkim hot dogiem bo sie okazalo ze sie tak latwo nie da wyjsc z czesci jedzeniowej bez przejscia przynajmniej polowy ekspozycji wiec kolejnym razem przemyslimy kuleczki...

Zaraz kolo Ikei byl sklep Anaconda - czyli tutejszy odpowiednik Decathlon - rzeczy turystyczne i sportowe to poszlismy poogladac namioty i spiwory

Jak tylko zarobie pierwsze 200 dolarow to wracam po ten hamak!! Super by pasowal na nasz balkon.
( i do tego prawiej jak Cejrowski :-) )



Niestety namioty nas nie zachwycily a do tego wiekszosc byla wielgachna - taka w stylu rozbij sie i mieszkaj przez miesiac z 20 osobowa rodzina - nie nasz styl, to szukamy dalej.



I tak nam minela niedziela. Burza juz minela i jest przyjemnie chlodno - to znaczy jakies 25 stopni :-)


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ja mam pomysł na wagę złota , wyślij Tuskowi propozycję bardzo bardzo szybkiego dostarczenia mieszkań dostępnych dla większości polaków oczywiście w stanie surowym bez wyposażenia , hamak już nie ale jako dodatek liść palmowy średniej długości co ty na to , od mojego pomysłu 10 procent tantiem skorpionek

Ela pisze...

Przy tutejszych cenach mieszkan (zwlaszcza w Sydney) to ja nie wiem czy ceny w Polsce sa az tak szokujace. No i dostepnosc mieszkan tutaj tez jest fatalna. Nawet na wynajem.
Obawiam sie mamo ze te namioty sie tutaj bardziej przydadza :-)