poniedziałek, 30 września 2013

herbaciany poniedzialek

Przez przypadek trafilam dzis na fajny sklep z czajniczkami, kubkami, filizankami i herbata w kazdych smakach i kolorach.
Ale zaczelam od Urzedu Transportu gdzie pobralam druczki do wymiany prawa jazdy.
Urzad miesci sie zaraz obok katedry Swietego Stefana w samym centrum miasta.
Stara katedra otocznona jest oszkolnymi wierzowcami.




A to juz herbaciarnia. Dzis nic nie kupilam ale mysle ze jeszcze nie raz tam zagladne, chociaz by po to zeby sie napatrzyc :-)






A to ciekawostaka - roslinka ktora sie nazywa "krewetkowa roslinka". (wersja zlota - golden shrimp plant)


sobota, 28 września 2013

Imprezowo

Przez prawie miesica w Brisbane odbywal sie festiwal w wiekszosci artystyczny gdzie codziennie cos sie dalo w kilku roznych miejscach w miescie.
Dzis festiwal sie skonczyl wielkimi pokazami sztucznych ognii.
Mielismy super miejsce z widokiem na most - w mieszkaniu firmowym, gdzie mieszkalismy na poczatku, zebrala sie grupa ludzi z pracy Daniela i wszyscy podziwiali widzoki z 32 pietra.
Ciekawie sie patrzy jak ognie wybuchaja na dole zamiast u gory. :-)


Ognie byly puszczane w kilku miejscach wzdluz rzeki ale na moscie byly najwieksze.



środa, 25 września 2013

Rowerowo i wiosennie

Zaczela sie wiosna i jest coraz cieplej i coraz wiecej kwiatkow dookola.
 Dzis w koncu zebralam sie na tyle wczesnie zeby jeszcze skoczyc na rower.
Wybieranie sie gdziekowliek pomiedzy 11 a 15 zaczyna byc powoli problematyczne. Bo owszem da sie ale czlowiek sie czuje jak skwarka. Chociaz podobno teraz mamy chwilowa fale upalow.
Dzie sprawdzialam tez klimatyzacje w domu i na szczescie dziala bez zarzutow.

A to most  nad parkiem kolo stacji Roma Street.

W parku zrobilo sie jeszcze bardziej  kolorowo niz zwykle


Jeszcze wiecej jaszczurek sie wygrzewa gdzie sie da i jak sie jedzie rowerem to trzeba uwazac zeby jakiejs gadziny nie przejechac


A to sciezka rowerowa jakies 5 minut od nas - w jedna strone - w strone Roma Street Parkland

I w nasza strone:
Czesto mozna spotkac czesci wyznaczone tylko dla rowerow i piesi nie powinni sie tam platac bo ludzie rozwiaja spore predkosci, zwlaszcza w dol :-)



Wiosna to tez sezon kiedy niektore ptaki dostaja do glowy i robia sie strasznie terytorialne i trzeba uwazac. 
 Dzis wlasnie napadlo na mnie ptaszydlo jak jechalam kolo parku. Ptaszydlo podobne do sroki i nazywane tutaj Swooping Magpie.




Jest znane z tego ze atakuje glowie rowerzystow. Robi naloty na glowe od tylu albo rzuca sie w strone twarzy(to bardziej dotyczy pieszych).
Na szczescie ja dostalam tylko skrzydlem w ramie i ptaszydlo dalo sobie spokoj. Ale gonilo mnie wczesniej przez dobra minute.

Tutaj filmik jak wyglda taki atak

A to zdjecie ataku ktore znalazlam w internecie:



a to sposob jak sie bronic:


Dzis sprobuje znalezc jakies druciki i przywiazac. Zobaczymy czy pomoze :-)

wtorek, 24 września 2013

orzeszki

Tak jak w Brazylii orzechy brazilijskie sa po prostu orzechami tak i tutaj orzechy w domysle oznaczaja orzechy makadamia.
Moje sprytne oko wypatrzylo ostatnio na targu woreczki z kulkami, ktory wygladal zachecajaco wiec zakupilam bo i tani byl.
Tak jak podejrzewalam w srodku kryly sie orzeszki makadamia ktore w Londynie kupowalismy w mieszance z suszonymi zurawinami.

Jak sie  potem okazalo sa to orzechy o najtwardszej skorupce na swiecie i zwykly dziadek do orzechow nie da rady. (Co wyjasnia pewnie brak tego narzedzia w sklepach jak szukalam)
W domu byl mlotek to go uzylismy i skorupka pekla dopiero po ktoryms z kolei walnieciu i to z wieksza sila. Udalo nam sie tez nie zrobic miazgi z calego orzeszka wiec cokowliek bylismy w stanie sprobowac.

Nieprazone i niesolone orzeszki smakuja podobnie to mlodych orzechow laskowych.

A cena w sklepie za kilogram nieluskanych orzechow (o ile da sie znalezc) moze byc nawet o 80% nizsza niz luskanych.
Wynika to z tego ze wlasnie bardzo trudno sie dostac do srodka w taki sposob zeby nie rozgniesc zawartosci.
Mysle ze nam ten woreczek wystrarczy na dlugo bo nie wiem czy sasiedzi wytrzymaja codzienne walenie mlotkiem :-)


sobota, 21 września 2013

Odpowiednik londynskiej wiewiorki :-)




Nasza jedyna do tej pory wyprawa w las :-)

Wyprawa miala miejsce jakies dwa weekendy temu ale nie bylo czasu zdjec wrzucic.
 A poniewaz dzis Daniel sie kuruje z przeziebienia to sobie powspominamy i wybierzemy sie gdzies za tydzien.
Wybralismy sie na Mt. Coot-tha czyli gorke (po polsku raczej pagorek) z panorama na cale miasto.
Na gorze jest restauracja i kawiarnia. Autobus jezdzi od 10 rano i ostatni wraca o 17 wiec lepiej zdazyc bo inaczej trzeba taksowke wzywac. :-)

 W oczekiwaniu na kawe podziwiamy widoki

Widoki z najwyzszego punktu


A potem wybralismy sie na jeden ze szlakow ktore sie zaczynaja na gorce.
A to wlasnie powod dla ktorego zawsze sie powinno miec nakrycie glowy w lesie eukaliptusowym - brak cienia.


Daniel i jego indyk lesny (chodza sobie na dziko wszedzie, nawet kolo naszego bloku - znaczy sie indyki, nie Daniele)


A tu powinna byc woda, duuzo wody bo to koryto strumienia i nic bo nie padalo od dwoch miesiecy co najmniej.

Po trasie byly czasem pomosty nad strumieniem


Lokalne "chwasty" po drodze


I kaplica w buszu (ale juz blisko parkingu)


Szlakiem dotarlismy na parking gdzie tysiace ludzi wlasnie grilowalo obiad ale my postanowilismy dojasc do ogrodow botanicznych i planetarium ktore to tez sa na drodze autobusu.

Rondo  na parkingu :-)




Przy planetarium mozna w niebo popatrzyc z Ciolkowskim - "ojcem" astronautyki.



A w ogrodach botanicznych mozna wypic kawe z super widokiem.

Jak komus za zimno i za sucho to mozna sie schowac do tropikalnego pawilonu - podgrzewany i nawilzany co chwile.


I w srodku mozna znalezc dzewo czekoladowe czyli kakaowiec z owockami :-) (ku rozczarowaniu wizytujacych dzieci nie rosna na nim tabliczki czekolady)


A to pawilon z zewnatrznej strony


Potem mozna sie przejsc alejka paproci drzewiastych


Paprociowe drzewka sa wielkie i robia wrazenie


A to typowa alejka w ogrodach

Jako ze scigal nas autobus to zobaczylismy moze 1/30 ogrodow bo pokrecilismy sie tylko kolo restauracji z kawa. Ale pewnie tam jeszcze wrocmy jak juz bedziemy miec auto i nie bedziemy  uwiazani do autobusu.

Potem wrzuce wiecej zdjec z aparatu bo to bylo troche z mojej komorki.


Zeby nie bylo - tez jadlam ciacho i pilam kawe :-)


czwartek, 19 września 2013

Zalegle zdjecia z naszego targu

Sprzed dwoch tygodni. Bo ostatni weekend siedzialam w domu i tylko Daniel sie wybral po sprawunki.

Okazalo sie ze pojawil sie czlowiek z langoszami i nam sie od razu Slowacja przypomniala :-)  Ale jeszcze nie probowalismy bo na razie sie napawamy egzotyka.


A tu wszystko i nic ale artystycznie


Stoisko z serami i Danielem w wersji Zombie


Bo czekalismy na japonska pizze ( dlugo czekalismy) - czyli baza to byla poszatkowana kapusta albo cos kapusto podobnego wymieszane kukurydza i  z odrobina ciasta zeby to pozlepiac, na to byl boczek, mozzarela, gora polana keczupem i majonezem i na sama gore jakies suszone wiorki ktore zalatywaly rybnie. Cokolwiek to bylo bylo ciekawe. Calos w sumie bardzo fajna i zapychajaca. (zblizenie na ostanim zdjeciu)

W czasie kiedy Daniel czekal na pizze ja poszlam po warzywka i owoce.

Okazalo sie ze da sie kupic nawet duriany czyli podobno najbardziej smierdzace owoce na swiecie.
W Singapurze jest zakaz spozywania tych owocow w prawie calym miescie. Moze kiedys nabierzemy na tyle odwagi zeby sprobowac.

A jak juz sie pizza zrobila to poszlismy sobie na lawke w parku naprzeciwko naszego bloku. Bo fajnie tak sobie czasem popatrzyc na balkon z drugiej strony :-)


A to wlasnie pizza. Smacznego!