piątek, 27 lutego 2015

O budownictwie i nocnych zawalach, ale bez ofiar w ludziach :-)

Wczoraj w nocy (a wlasciwie to juz przedwczoraj), kolo 2 nad ranem obudzil nas niezidentyfikowany huk w mieszkaniu.
Daniel pobiegl do kuchni bo brzmialo jakby nam ktos polki z garkow wybebeszal ale tam nic sie dziwnego nie dzialo. Pomyslalam ze znow odpadl metalowy haczyk w lazience i polecial na kafelki.
Ale okazalo sie ze tego to sie nie spodziewalismy - otoz spadla lampa sufitowa!!
I pewnie jeszcze walnela o drzwi prysznica i drzwi od szafki i dlatego ten huk. Zawal na miejscu prawie murowany jak to juz zobaczylismy!!!
Do tego co widac na zdjeciu jeszcze byla przyczepiona szklana pokrywa (jakies 2kg) i calosc dyndala sie radosnie po lazience bo uwaga byla przyczepiona na dwoch srubach na plycie gips-karton.


A teraz o tym dlaczego warto miec paleczki do jedzenia i kawalek sznurka w domu - a no dlatego zeby sobie tymczasowo lampe przywiesic tak zeby wszystkie kabelki sie nie pourywaly w oczekiwaniu na troche czasu zeby lampe przymocowac.

Jak widac po ilosci dziur pod pokrywa przykrecenie srub w nowym miejscu tez jest tylko tymczasowe bo tak czy inaczej po jakims czasie calosc zleci.
Jeszcze 4 miesiace do przeprowadzki to jakos wytrzymamy, chyba. O ile nas ta lampa nie zabije ktoregos dnia.

I tak oto wlasnie wyglada budownictwo w Australii. A my podobno mieszkamy w super hiper budynku do tego. Wzdech.

środa, 25 lutego 2015

Uwaga! uwaga! Chwale sie Mezem!

We wtorek wieczorem Moj Szacowny Maz wykladal w siedzibie Microsoftu w Melbourne na spotkaniu grupy Victoria .NET. 
Dla sprawiedliwosci historycznej nadmienie ze wykladalo jeszcze 3 kolegow do kompletu ale oczywiscie Daniel najlepiej :-) (nikt nie powiedzial ze musze byc obiektywna ale nawet jestem tym razem)

Przygotowania techniczne i sporo osob wlasnie pochlania pizze w pokoju obok bo pizza na takich spotkaniach musi byc.


A tu juz sie Maz produkuje za pulpitem:


Wygladal na zadowolonego (to juz po) chociaz sie zaklina ze za nic na swiecie nie bedzie powtorki (to sie zobaczy)

A dzis moze nareszcie uda sie nam isc spac przed 12, chyba ze juz sie gdzies dzis zapisal na koleny wyklad :-)

wtorek, 24 lutego 2015

Bo porzadek musi byc! i o pogodzie troche

Scenka zyciowa ze wstepem:

Drodzy Rodzice,
na nic sie zdalo czytanie "Wrobelka Elemelka" i "Kto Ty jestes - Polak Maly". Ani zostawianie "Krzyzakow" czy innego Zeromskiego po katach.
Na nic rodowe nazwisko konczace sie na "-cki".
Gdzies pomiedzy jedna a druga kielbaska slaska jakis gen zmutowal i na trwale stal sie slaski!

Otoz w pozne wieczory albo juz wczesne ranki (jak kto woli) po naszym domu rozbiega sie radosny szczebiot zony (znaczy sie mnie, ha ha) do meza w lagodny sposob zachecajacy do udania sie sprzed komputera na spoczynek z postojem na higiene jamy ustnej:

- RAUS, do lazienki! I to juz! Schnnella, Schnnella!* (Glosem Helgi z "Allo Allo) 

I tak wychodzi ze mnie ukryta opcja niemiecka ciemna noca...


* wiem ze to chyba niegramatycznie ale coz mi tam :-)


Wpis dedykowany mezowi ,ktory sie odwazyl zauwazyc ze tylko go popedzam i mu rozkazuje (he he i po co Ci to Mezu bylo. Trzeba bylo zamknac dziubek bo nastepnym razem bedzie "raus na rowerek" bez odwolania :-) )

I tak to sielankowo mija nam kolejny tydzien lata.
A lato mamy takie ostatnio - wykres za zeszly tydzien:


A tak wyglada cos co meteorolodzy okreslaja w Melbourne jako nagle ochlodzenie  czyli temperatura w ciagu kilku minut leci na leb na szyje a potem juz sobie powoli spada. To z wczoraj:



sobota, 21 lutego 2015

Chinski Nowy Rok

Jako ze spora czesc ludzi zamieszkujaca Australie to przybysze z dalekiej polnocy (czyli z Chin i okolic) to uzasadnione sa kilkudniowe obchody chinskiego nowego roku w roznych czesciach miasta. U nas w Docklands byl Wielki Smok .

Z bebnami

Z dmuchanymi bogami i udawanym smokiem


Daniel nawet sie zalapal na doczepianie smoczego ogona dzwigiem jak wracal z pracy


A to przod smoka za dnia (nie pytac ktore to smok bo oba)


Juz dopiety ogon w nocy bo w nocy smok sie swieci, od srodka


W nocy tez jak za sredniowiecznych czasow gawiedz bawi czlowiek z ogniowymi machadelkami, znaczy sie nic sie od wiekow nie zmienilo i dobrze. Ludzkosc bez pradu dalej wie jak sie bawic.


A to prawie caly smok noca; prawie bo mu ostatni zygzak ucielo, ten z ogonem.


Obowiazkowe zdjecie pod smocza stopa



I bardzo kolorowa nocna glowa, w sumie to fajnie im to wyszlo (przy okazji reklama stadionu Etihad - moze nas dosponsoruja za to biletem wstepu)


Dmuchane figurki noca


No i oczywiscie nie moze zabraknac pand. Australia ma koale, Chiny maja pandy i nikt sobie w kasze nie dmucha.


Daniel i mrozony owocowy jogurt - bo nic chinskiego slodkiego nie bylo o dziwo (bardzo sie zawiedlismy i na drugi dzien pojechaslismy do centrum do chinskiego sklepu i kupilismy japonskie slodycze, bo tak :-) )


Nabuzowani cukrem i owockami po drodze do domu zahaczylismy o plac zabaw.  Jak to fajnie ze nikt nie wyprowadza dzieci po 22 :-) Chustawki, zjezdzalnie i krecidelka nasze!


To sluzy do krecenia sie az sie czlowiekowi zrobi niedobrze a potem trzeba odczekac z 5 minut az mozna ruszyc dalej bez zataczania.


Jeszcze do kompletu - noworoczny koziolek bo to rok koziolka/owcy


A to juz wypad do chinskiej dzielnicy w centrum i zdarzenie ktore najbardziej odpowiada polskiej koledzie.  Ci osobnicy w czerwonym i ten ktory operuje smokiem wchodza do sklepow przy akompaniamencie bebnow i trzaskania pokrywkami (musi byc glosno bo inaczej sie nie liczy)
A wychodza jak nam sie wydaje z jakims datkiem a przy okazji sklep dostaje zapas szczescia na caly rok. I gluchote na miesiac gratis.




Chinskie kotki szczescia na japonska modle bo z japonskiej restauracji


Brama w samym centrum chinskiej dzielnicy - a przy okazji chyba muzeum chinskie za nia.




piątek, 20 lutego 2015

Filmiki wezowe, piszczace i skaczace

Jak sie kliknie na filmiku na ten kwadrat w prawym dolnym rogu (zaraz obok napisu "YOUTUBE") to sie filmik otworzy na caly ekran. :-)
I filmiki nie maja glosu (oprocz tego z plazy) bo albo wialo w mikrofon albo maz mi sie buntowal :-)

Waz Tygrysi


Piszczaca Plaza (jest glos bo to o niego chodzi)


A to juz inny park z ostatniego weekendu



środa, 18 lutego 2015

Wilsons Promontory - czesc 3

I ostatnia :-)
Tym razem zdjecia ze spaceru na gore Bishop przez doline Lilly Pilly. I zaszalelismy tym razem bo  wysokosc gory to cale 319m!!

Ale zanim sie pozbieralismy po sniadaniu z namiotem to jeszcze odbyla sie sesja fotograficzna papug na drzewie kolo grilla.




Okolica spod lazienek wygladala nie za bardzo - widok na gore Oberon (chyba) - od oceanu naszly chmury i zahaczaly o szczyty.


Tutaj juz widok ze szlaku dolinka Lilly Pilly i drzewa trawiaste na pierwszym planie


Im dalej w mokry las tym wiecej paproci


A potem coraz wieksze paprocie i pomosty nad bagienkiem (ale bylo sucho dosyc)


Z petli w dolince odbilismy na szlak na szczyt gory


I sciezka od razu zrobila sie bardziej gorska


A to juz na szczycie - widok w strone oceanu. Plaza po lewej stronie od Daniela i caly teren az do konca zdjecia to wlasnie pole namiotowe! Po prawej stronie cypel po ktorym szlismy dzien wczesniej a calkiem na prawo bylaby Skrzypiaca Plaza ale sie zalapala tylo troszeczke


Panoramka w inna strone - tutaj z kolei po lewej Skrzypiaca Plaza. A przez chmury przebijaja wysepki na oceanie.


Zrobilismy postoj na wielkim glazie jak juz wracalismy - widok na gory przez dolinke Lilly Pilly




A jak zeszlismy do auta i ruszylismy do domu to sie znow zrobilo niebieskie niebo z obloczkami.



poniedziałek, 16 lutego 2015

Wilsons Promontory - czesc 2

Tym razem o kempingu, zwierzakach i grillowaniu!

W parku jest jeden potezny kemping na ktory mozna dojechac autem (jest jeszcze kilka malych na ktore mozna dojsc z namiotem). Potezny bo ma ponad 400 miejsc namiotowych!!!  Ten numer nalezy pomnozyc minimum razy 2 albo i razy 3-4 bo po tyle ludzi bedziemy miec w namiocie i calosc robi sie malym miasteczkiem namiotowym. Jest sklepik, knajpka, kawiarnia i informacja turystyczna.Jest kilka ulic ktore sie przecinaja pod roznymi katami zeby jakos ogarnac caly ten chaos.
Jak wjechalismy w ten cyrk to chcialismy uciekac jak najszybciej. Ale jako ze juz oplacilismy miejsce to postanowilismy dac im szanse. Szukanie miejsca zajelo nam jakies pol godziny a poniewaz bylo niedaleko lazienek i grila to nie napawalo nas to optymizmem. Postanowlismy ze jak cokolwiek nam nie bedzie pasowac to sie zmywamy nawet po zmroku.

To ta pustsza uliczka kolo nas!


Flagi na wjezdzie na teren kempingu - jak zawsze dwie - australijska i aborygenska (czarna jak ludzie, czerwona jak ziemia i zolta jak slonce)


Po spacerze na cypel i skrzypiaca plaze bylismy jednak optymistycznie nastawieni i nawet dorwalismy sie do miejsca na grillu gdzie Daniel przygotowal kielbaski i kanapki i postanowil nas znieczulic winnem na okrzyki dzieci w okolicznych namiotach. :-) Przy okazji dziewczyny na kocu czytaly na glos Hobbita (!!! normalne nastolatki!! no, moze nie takie normalne jednak) co nam sie bardzo podobalo.


Przy grillu mozna poznac roznych ludzi i podpatrzyc rozne ciekawe rzeczy na kolejny raz do zrobienia - jak np nalesniki albo rogaliki z grilla na sniadanie


Potem z winem przenieslismy sie na fotele przy namiocie i czytalismy wlasne ksiazki az sie zrobilo za ciemno i wino sie skonczylo...


Ale to nic, przy czolowce w namiocie tez sie da czytac a dodatkowo tropik chroni od roznych latajacych robali. No i w koncu wino nas zmoglo a o dziwo na polu bylo cicho w miare i dzieciaki nie wrzeszczaly co uznalismy za cud jak na takie miejsca. (A dzieci bylo duzo)


Kolo pierwszej w nocy Daniel mnie obudzil i kazal wychodzic z namiotu z aparatem bo chrupie.
Okazalo sie ze w nocy postanowily nad odwiedzic wombaty i possumy. Mielismy cicha nadzieje na to jak sie wybieralismy i sie udalo!

Kolo Daniela na zdjeciu jest possum i ten futrzany misio-prosiaczek to wombat.

Obydwa zwierzaki roslinozerne ale chetnie wyjadaja ludziom resztki jak cos zostaje. Dlatego nie mozna nic zostawiac w namiocie bo potrafia rozszarpac material i wejsc do srodka, a pazurki maja calkie niezle! (Wombaty kopia nory i tunele)
Jak widac zwierzaki nas ignorowaly albo sobie szly gdzie indziej jak za bardzo swiecilismy latarka albo blyskalismy aparatem



Tutaj possum dobral sie do rozsypanych chrupkow na drodze



Teraz po zosbaczeniu w nocy zwierzakow takie znaki juz nie dziwia! W dzien zwierzakow za bardzo nie ma ale w nocy wychodzi wszystko!


Uwaga wombaty!

Rano rozlozylismy sie znow przy grillu ze sniadaniem ale tym razem bez grillowania. Za to na naszej mini kuchence gazowej robilismy herbate i kawe. Sasiedzi obok mieli wiekszy palnik to im szybciej szlo.