poniedziałek, 12 maja 2008

Lato u nas oglaszamy za rozpoczete ;-)

Co prawda to dopiero pierwsza polowa maja, ale trafila sie dosyc niezwykla jak na Anglie rzecz: juz drugi tydzien trwa sloneczna i ciepla pogoda - temperatura czasami przekracza 25 stopni. I do tego tylko troche lekkiego wiatru...
Skutek?
Ano pojawila sie zaraza jedna, cos czego nie da sie wyplenic, zmora mieszkancow nadmorskich miejscowosci i nie tylko...

PLAZOWICZE :-)

Przeprowadzilismy sie tutaj jesienia i bylo juz dosyc chlodno. W zwiazku z tym dluzszy czas zastanawialismy sie, jak ta okolica moze wygladac kiedy nadejdzie lato i bedzie cieplo, bo infrastruktura byla przygotowana na spora ilosc ludzi (miejsca parkingowe liczone w tysiacach), znaki drogowe wskazuja plaze a tymczasem zwykle bylo u nas dosyc pusto.

No i sie doczekalismy;-)

Jak sie okazuje, glowna czesc miejscowosci, czyli Southend-on-sea, latem staje sie nie do wytrzymania;-) Takie Krupowki w Anglii i stada wielorybow na plazy;-)



U nas jest o wiele przyjemniej - mniej ludzi na plazy, wyraznie czystsze morze, a na dodatek w czasie przyplywu mozna sobie pobrodzic w plytkiej i cieplej wodzie, ogrzanej od slonca i piasku;-) A pozniej kilometrowy spacer do brzegu przez cieple, siegajace do kolan morze (pod warunkiem ze sie do tego brzegu jednak idzie, bo docelowo poziom wody wzrasta o kilka metrow).
Mysle ze na upartego daloby sie i plywac, ale na to chwilowo troche nie mamy czasu.

Do tego mnostwo osob uprawiajacych kitesurfing (plywanie na desce za wielkim latawcem) :-) A my tak sobie zaczelismy ogladac... kajaki;-)
To wszystko o 100 metrow od naszego mieszkania. Niecierpliwie czekam, kiedy znowu ktos sie spyta, czy nie zalujemy ze wyprowadzilismy sie z Londynu:-)

BARDZO dobre ciasto ;-)

Moja Ukochana Zona zrobila ostatnio ciasto cytrynowe. Pomimo tego ze nazwa sugerowala pewna ostroznosc (kto normalny robi ciasta z cytryn?) okazalo sie absolutnie rewelacyjne.
Totez postanowila podzielic sie nim takze z ludzmi z naszej pracy. Zastanawialismy sie nieco, czy Anglikom bedzie smakowac, ale smakowalo bardzo... i nie tylko im;-)

Pracujemy w czyms w rodzaju piwnicy, z ktorej okna wychodza nam na maly placyk wewnatrz budynku. Sa tam 2 male fontanny, kilka drzew i krzewow, troche bambusa, jakis bluszcz... a jak sie okazalo, od niedawna mamy tez tam bardzo mila rodzinke kosow;-) 2 mlode na pewno, a czasami wydaje sie jakby miedzy galeziami dalo sie zauwazyc i 3 piskle. Dla niewtajemniczonych: male, czarne (samiec) albo brazowe (samica), lata to i spiewa;-) Oprocz tego takze chodzi nam po placyku, kapie sie w fontannie, podspiewuje i... kradnie;-)

Jak sie okazalo, Mama Kos byla takze pod wrazeniem ciasta Mojej Ukochanej Zony;-) Mielismy okno uchylone chyba na 15 cm, ale to wystarczylo zeby wleciala do nas do srodka do budynku i porwala kawalek ciasta. Wtedy zobaczyla nas i nieco spanikowala - uciekla w glab budynku do pokoju gdzie trzymamy rozne papiery. Szybko zjadla to co porwala, popatrzyla sie na nas stojacych w drzwiach i przeleciawszy nam plynnie nad glowami wyleciala ta sama droga ktora przyleciala.
Zreszta nie spanikowala za bardzo, skryla sie na chwile w galeziach, ale za chwile wyszla na zewnatrz.
W "nagrode" dostala czesc ciasta watpliwej juz teraz czystosci... reszte chyba damy kaczkom;-)

A oto winowajca w trakcie napadu (siedzi na szafce po prawej stronie pod sufitem) ...

... i juz po dokonaniu zbrodni ;-)

To bylo BARDZO dobre ciasto;-)

Lato rozpoczelo sie w Londynie...

... i potwory morskie wylegly z glebin straszyc ludzi w przystani



... a potwory biurowe wylegly straszyc przechodniow. Tak wyglada trawnik obok naszej pracy przy Tower w godzinach lunchu. Trudno sie przecisnac miedzy ludzmi chcacymi sie nieco poopalac.
Pewnie byloby wiecej miejsca gdyby widzieli tak jak ja, poznym wieczorem, jak biega tam kilka szczurow szukajac resztek jedzenia;-)

Wpisy zalegle: bylismy w Polsce :-)

Dzialo sie duzo i fajnie i po raz kolejny zastanawialem sie, po co wyjechalismy do UK jesli w Polsce jest tak dobrze...
Czesciowo przypomnialem sobie kiedy przyszlo do placenia rachunku u dentysty i innych lekarzy.

Ale coz, po tym jak pracuje tutejsza sluzba zdrowia (wyniki badan krwi? oczywiscie, prosze zglosic sie za tydzien...) to zdecydowanie wole polskich lekarzy.

Szkoda tylko, ze nie udalo nam sie odwiedzic wszystkich osob, ktore bysmy chcieli, ale niestety doba w Polsce wciaz ma tylko 24 godziny. Moze uda sie nastepnym razem. No to biore sie za wpisanie kilku zaleglych notatek:-)

A tu kilka zdjec jak uszczesliwiamy zwierzatka bo sie moga wybiegac w milym towarzystwie (pozdrowienia dla mojej siostry #2 ktora tez jest na zdjeciu ;-)), meczymy samych siebie wchodzac tam gdzie wcale nie musimy koniecznie wejsc i zaczepiany niewinnych przechodniow zeby nam zrobili zdjecie ;-)