poniedziałek, 25 stycznia 2010

wzdech...

kolejny weekend uplywa nam pod znakiem chusteczek, aspiryny i bolu glowy. A za oknem szarosc przez caly dzien, ktora zniecheca nawet do patrzenia za okno.
Slonce ostatni raz widzielismy chyba 2 tygodnie temu bo po prawdzie to zadne z nas nie potrafi sobie przypomniec.
Ale nalezy miec nadzieje ze za tydzien bedzie lepiej.

I tak co tydzien bo inaczej mozna zwariowac.

Chyba nie lubimy Londynu. Chyba nawet bardzo.

wtorek, 19 stycznia 2010

depresyjny poniedzialek

Podobno dzisiaj jest i to do tego taki najbardziej w roku. Wg angielskich gazet.
A mi tam jest lepiej bo nareszcie moge oddychac bez uzycia morza kropelek i chusteczek. A bakterie w pracy obumarly przez weekend.

Z tej radosci poniedzialkowej udalam sie dzis po pracy na polowanie na owocki bo sie po weekendzie wykonczyly i dopadlam lyse kiwi. Wynalazek idealny dla mnie bo nienawidze wloskow z kiwi na jezyku wiec z reguly omijam szerokim lukiem. (takim samym jak porzeczki ;-))
A to moja zdobycz :


to mniej wiecej dawka kiwi ktora mi na rok wystarczy :-)
dobrze ze Daniel nie jest taki wybredny.

wtorek, 5 stycznia 2010

przerwa obiadowa czyli kogo Daniel spotkal w Hyde Parku



Noworoczna Sobota na spacerze

Zimno bylo, nawet bardzo. Nawetblotozamarzlo w parku a to juz naprawde wyjatkowa sytuacja. Za to herbatka dobrze smakowala.

Uwaga! Jelenie na drodze.
Najpierw przewodnik stada rzucil sie pod nadjezdzajacych rowerzystow:

Potem reszta stada zablokowala cala droge i przerwala trening para-olimpijczyka:


A na koniec na droge wszedl groznie wygladajacy jelen slusznych rozmiarow i po dokladnych ogledzinach nas i drogi dolaczyl do reszty:


Niektorym egzotycznym kwiatkom znow sie cos pozajaczkowalo i zaczely kwitnac przy minusowej temperaturze: