niedziela, 28 września 2014

Wizyta na stadionie

Nieoczekiwanie dla nas znalezlismy sie dzis na stadionie.
Wczoraj w Melbourne byly mistrzostwa australijskiego futbolu (AFL)  -  uzywa sie tez takiej jajowatej pilki i do tego wszystkie chwyty dozwolone i bez ochraniaczy - nasi wygrali czyli Melbourne :-) A dzis otwarli stadion dla wszystkich i mozna bylo sobie pozwiedzac wszystkie katy za darmo - nawet wejsc na murawe.  No to poszlismy, a razem z nami pol Melbourne!


Rzezby roznych zawodnikow przed stadionem




Tutaj juz w glownych holu w srodku


A tutaj juz na trybunach na dole


Wczoraj w czasie meczu wszystkie miejsca byly zajete!



Na murawie kazdy cos kopal, robil zdjecia albo cieszyl sie piknikiem na murawie


A calos zagluszala mini-orkiestra



Jako ze wakacje szkolne to najwiecej bylo dzieci, wszedzie!



A to pilka do rugby/afl


Tutaj pod stadionem


Normalnie czesc otwarta tylko dla czlonkow klubu stadionowego - z bardzo rygorystycznymi wymaganiami ubioru (inaczej nie wpuszcza) - ale dzis mozna bylo sobie wszystko poogladac


Widoki z 3 pietra


Kolejka do szatni zwycieskiego zespolu - tutaj nam sie nie chcialo zagladac bo az takimi fanami nie jestesmy zeby stac kilka godzin w kolejce




Po takiej wizycie poczulismy sie zacheceni to pojscia na jakis mecz. Ale to pewnie za pol roku bo wlasnie sie skonczyl tutaj sezon przed latem.

A potem kupilismy pod stadionem nalesniki na obiad


I siedlismy zaraz przed stadionem i zajadalismy ze smakiem :-) Dzis bylo 28 stopni i siedzenie na lezakach w parku bardoz nam sie podobalo.


sobota, 27 września 2014

Rowery miejskie - wersja z Melbourne

Dzis nam sie plany poranne rozjechaly kompletnie i w koncu po poludniu nieoczekiwanie znalezlismy sie na rowerach miejskich i to pedzac w strone morza i Portu w Melbourne.
Warto bylo! Cieplo i przyjemnie - od razu widac ze wieje ze srodka kontynentu a nie znad Antarktydy.










A tu juz czekamy na tramwaj do domu na przystanku zaraz kolo Luna Parku w St Kilda. 


wtorek, 23 września 2014

Duzo pisania, malo obrazkow czyli Misie marudza (ale tylko troszeczke)

Niedawno minal rok od kiedy wyladowalismy w Australii. To pewnie przydaloby sie jakies podsumowanie albo cos :-)

Czy zalujemy ze wyjechalismy na drugi koniec swiata? Nie. Chociaz sa momenty kiedy odleglosc daje sie we znaki.
Skype tylko poznym wieczorem albo wczesnym ranem i do tego najlepiej w weekend zeby wszystkich zastac w domu. Omijaja nas rozne ciekawe albo i malo ciekawe wiadomosci rodzinne. O znajmych to nawet ie wspominam bo juz od dawna jestesmy 10 lat do tylu ze wszystkim.

Rosliny i zwierzaki za oknem ktore sa rozne niz to do czego sie przyzywczailismy. Chociaz jest tez sporo europejskich zwierzat i to na dziko. Do tej pory dziwimy sie wroblom w palmach.
Po kilku latach w UK wciaz zachwycamy sie pogoda. Nawet teraz w Melbourne kiedy jest zimno ale za to niebo niebieskie. A nawet jak sa chmury to nie wisza tak nisko jak w Londynie. No i teraz widoki z mieszkania mamy takie ze wstyd by sie bylo nie zachwycac.

Z pozytywnie zaskakujacych rzeczy to ludzie w sklepach ktorzy doradzaja konkurencje jak sami czegos nie maja albo wiedza ze konkurencja ma dokladnie to co nam trzeba. (do tego to sie chyba nigdy nie przyzywczaimy!) I tak bylo i w Brisbane i tutaj wiec to chyba ogolnie krajowo tak maja.

Z dziwnych rzeczy ktore nie wiadomo jak zaklasyfikowac to w telewizji reklamy nie sa zsynchronizowane z koncami filmow/programow. Oznacza to ze reklama moze sie zaczac na 2 sekundy przez napisami koncowymi (albo i w trakcie) albo nie bedzie reklam/przerwy miedzy jednym programem a drugim.


Jakby sie ktos zastanawial czy sa niefajne rzeczy to obawiam sie ze sa i to sporo.
Australia jest bardzo podobna do Polski w moim odczuciu.
Taki sam balagam w polityce, w urzedach i generalnie czujemy sie jak w domu :-)
Podatkow nikt sam nie rozlicza bo jest taki bajzel i tyle przypisow i odpisow ze przynajmniej raz to trzeba zrobic przez doradce podatkowego (to jest chyba to czego nam najbardziej brakuje z UK - jeden papierek - jedno zdanie: " W tym roku zarobilem tyle i tyle podatku sie nalezy". Koniec!)

Z praca jest tak samo jak w Polsce - jak sie nie ma prawa stalego pobytu albo obywatelstwa to od razu sie jest w gorszej sytuacji. Znalezienie pracy nie jest niemozliwe ale jest o wiele trudniejsze wtedy. Ogloszenia o prace tez sa jak w Polsce - "mlody, zdolny, z 20-letnim doswiadczeniem i do tego najchetniej za darmo albo prosze podac ile by sie chcialo zarabiac. Odezwiemy sie tylko do wybranych".
Nie twierdze ze nie ma normalnych ogloszen ale jest to zdecydowanie maly procent calosci. I generalnie dlatego tez nasza przeprowadzka z Brisbane do Melbourne.
Brisbane to bardzo przyjemne miasto. Ale tez miasto ktore sie dopiero rozwija i nie ma za wiele wielkich korporacji. Firmy ktore sa sklonne zaryzykowac przyjecie przyjezdnego pracownika na wizie tymczasowej sa z reguly male (tzw start-upy). Male firmy potrzebuja pracownikow ktorzy beda pracowac duzo i robic wszystko i na wczorj.
W Melbourne jest troche wiecej duzych firm - korporacji - gdzie rzeczy sa poukladane, obowiazki ustalone i ktore maja zaplecza socjalne juz rozwiniete.
A ja owszem moze i bylam zbyt wybredna w szukaniu. Pewnie wciaz jestem. Ale na razie wyglada na to ze w Melbourne jest wiecej ogloszen i moze w koncu sie gdzies zalapie.

Ale wracajac do listy to drogi tak samo maja dziury, nawet w miejscach gdzie sa tylku upaly bez mrozow.
 Samochody sa zdecydowanie drozsze niz w UK i do tego jest podatek od samochodow luksusowych. Powyzej pewnej ceny jest to 33% wartosci auta. (tak, sprowadzenie Ferrari albo Lexusa troche nas walnie po kieszeni)

W nowym mieszkaniu od poczatku nie dziala zmywarka - na nowa czekalismy 2 miesiace bo sobie dostawa zmywarek plynela gdzies pewnie po oceanie. I tak jest z roznymi rzeczami, zwlaszcza jak to jest cos z Europy albo ze Stanow. Jak jest to jest a jak nie ma to nie bedzie przez jakis czas.


Ale jak juz cos doplynie to sie potem mozna przyjemnie w supermarkecie zaskoczyc - pojawily sie pierniczki wyprodukowane w Polsce (w koncu lato idzie i swieta!). I to byl jedyny powod zakupu pol kila piernikow ktorych nasze brzuszki zdecydowanie nie potrzebuja :-)


To tym przyjemnym akcentem skoncze ta tyrade na razie. :-) Nastepnym razem bedzie wiecej o Melbourne.

sobota, 20 września 2014

Caly tydzien i sobota czyli nic, kompletnie nic sie nie dzieje :-)

Nuda jak to mawiaja.

A z dzisiejszych ciekawostek - pojechalismy do Aldi (to samo co Lidl) po skladane krzesla kempingowe bo byly tanio - $20. Zdjecia krzesel nie mamy bo nie byly ciekawe ale za to mamy cos lepszego. Czyli co mozna kupic w Aldim:

Stol do masazu w dwoch kolorach - za jedyne $125 i do tego jakos nikt ich nie chcial - Mlody daj znac to kupimy i wyslemy kurierem :-)


 Pelno ksiazek anatomicznych


I pelno latawcow - to nic dziwnego bo idzie lato ale ten jeden sugerowal ze Austalia ma program kosmiczny (na krzydle wahadlowca bylo AUS!) :-) Ciekawe czy to juz calosc programu :-)



A jako ze u nas wiosna i jeszcze bardziej zimno niz cieplo to zauwazylismy taka kartke na aptece kolo Lidla - "OTWARTE! W srodku cieplo!"
I weszlismy bo na zewnatrz bylo 15 stopni i wialo jak nie wiem a w srodku faktycznie fajnie i przyjemnie :-)

niedziela, 14 września 2014

Bardzo leniwa niedziela... bardzo bardzo leniwa :-)

Dzis nie robilismy nic.
To znaczy najpierw poszlismy na kawe i ciastko w drodze po czapke Daniela (bo wczoraj go troche przypalilo nad morzem) 

Ciasto z rabarbarem


Daniel nagrzewajacy sie kawa


Po kawie poszlismy do sklepu sportowo-kempingowego po czapke z daszkiem a wyszlismy z czapka i patelnia i czajnikiem. Takie rzeczy tylko u nas :-)


Po sklepie poszlimy na druga strone rzeki. Dzis nawet bylo troche wiatru i ta ciekawa instalacja sie ruszala (zaraz za mostem od nas):


A potem poszlismy zobaczyc targ w Docklands.

I wiecej tam nie pojdziemy bo nie bylo nic ale to nic co by nas moglo zainteresowac. Niestety jedzenia nie bylo, warzyw i owocow tez nie. Buuu...


Poszlismy na obiad do chinskiej knajpki na gore miesa z ryzem zaraz kolo tego kola. A potem wrocilismy do domu. I juz, tyle na dzis :-) 

sobota, 13 września 2014

Na biezaco - dzien dzisiejszy czyli sobota

Zaczelo sie od kawy w bibliotece (tak, mamy kawiarnie w bibliotece! W srodku, przy dziale z gazetami :-) )


Potem zwiedzilismy plac do cwiczen kolo biblioteki - mozna go tymczasowo uzywac dopoki nie skoncza budynku obok i zagodza calosc



Potem wrocilismy do domu, spakowalismy kurtki w placaki i pojechalismy tramwajem nad morze do portu. Po drodze na tramwaj trafily sie labedzie na rzece.




I bylo bardzo wiosennie w okolicach przystanku



Zanim przyjechal nasz tramwaj przejechaly sobie dwa tramwaje-restauracje


W porcie poszlismy znow na rybe z frytkami ale frytki dostaly mewy - my zjedlismy najlepsze czesci. Tzn dostaly po chwili bo baly sie zblizac do frytek jak Daniel je trzymal i mielismy ubaw przez jakis czas.





Tak woza sie psy w Melbourne


Wejscie na plaze przez wydmy


Widok na droge przez wydmy



Nad morzem mozna sie tez zmeczyc i to bardzo jak ktos chce


Widok na port z oddali



Daniela tak wywialo nad morzem ze postanowil sie przeteleportowac na palmie do Brisbane gdzie jest teraz kolo 30 stopni ale mu nie wyszlo


Ale szybko sie przenieslismy na koniec molo do tego miejsca


Gdzie schowalismy sie przed wiatrem i wlalismy w siebie goraco kawe


I do tego piernikowego pingwinka (bo to molo na koncu ktorego mieszkaja pingwinki)


A potem zlapalismy tramwaj do domu. Ale zanim dotarlismy do celu to jeszcze poszlismy zobaczyc co sie dzieje na Festiwalu Lampionow kolo kasyna nad rzeka.

Poogladalismy tanczace dzieci


I kobiety w zwiewnych szatkach


I ze zwiewnymi wachlarzami


Zrobilismy zdjecie lampionu


I festiwalowych budek


I poogladalismy jak sie wiosna rozwija na drzewach i poszlismy na goraca herbate do domu. Bo moze i slonce mocno swieci ale wiatr wieje jeszcze mocniej :-)