piątek, 30 lipca 2010

Zalegly niedzielny wypad

Pisze dopiero dzisiaj bo przez dwa !! dni nie wlaczalam komputera w domu co bylo ciekawym doswiadczeniem. No ale ile mozna...

W zeszla niedziele znow postanowilismy sie wybrac w pagorki na poludniowym zachodzie Londynu. I tym razem nie bylo zle - udalo nam sie przejechac az na poludniowa strone Tamizy gdzie to za mostem pojawila sie migajaca tablica informujaca o korku miedzy zjazdami dokladnie po naszej trasie. Wiec w ostantiej chwili skrecilismy i pojechalismy tam gdzie korkow mialo nie byc. Zatrzymalismy sie na najblizszym zjezdzie z autostrady z kawa i wymyslilismy ze zamiast jechac do Dover (bo tak wypadlo) to pojedziemy do pobliskiego Folkestone i pojdziemy w kierunku Dover po klifach. Co bylo bardzo dobrym pomyslem, jak sie okazalo na miejscu, bo Folkestone wyglada 100 razy bardziej turystycznie niz Dover.

Klify w kierunku Dover:

Przekaska krabowa zakupiona na stoisku rybkowym( tak, krewetki obralismy i zjedlismy tez :-) )


Pustulka wiszaca przy klifie, troche ponizej nas:

Z serii co mozna spotkac na klifie: Szczesliwe prosiaczki ryja dziury w ziemi ale trufli chyba nie znalazly:

Pojawily sie juz pierwsze dojrzale jezyny czego nie omieszkalismy sprawdzic - tak, juz slodkie :-)

Herbatka w sympatycznym miejscu na klifie - sprzedaja dwie bardzo mile starsze panie:

A wrocilismy dolem klifow:

sobota, 24 lipca 2010

HA umylam okna

Udalo mi sie w koncu umyc okna. I to jeszcze przed obiadem. I dwa prania sie zrobily przy okazji i naczynia pozmywaly.
Jak tak dalej pojdzie to w przyszly weekend nie beded miala co robic a eneria dalej mnie rozpiera. To musi byc ten brak deszczu i slonce od kilku tygodni.

Czerwony rumak dziala! (od tygodnia)

W zeszla sobote udalo sie nam uruchomic rumaka wiec od razu postanowilismy sie gdzies przejechac skoro juz dziala. Mial byc wyjazd na pagorki na poludniu ale jak to zwykle w Londynie w weekend wszystkie drogi wyjazdowe w sensowne miejsca poblokowane. Po polgodzinnym staniu w korku na zjazd(!) na autostrade - obwodnice (slynne M25) dalismy sobie spokoj i pojechalismy jedyna czynna droga ktora to doprowadzila nas bardzo na wschod w nasze znajome okolice nad morzem (ilosc pagorkow = 0). I w ten sposob w zamiast pagorkow byl spacer brzegiem morza (tym razem byla woda bo byl przyplyw).
Gdyby ktos sie zastanwial dlaczego ze wschodniego Londynu na poludniowy zachod probujemy jechac autostrada dookola Londynu zamiast przez srodek miasta - to po 8 rano a przed 2 w nocy (w weekend) nie ma sensu wjezdzac do miasta bo sie nie da przejchac. Lepiej nadrobic prawie 100km dookola bo jest szybciej i jest dobra kawa po drodze przy autostradzie.

W nidziele juz nam sie odechcialo eksperymentow i siedzielismy w domu.

W poniedzialek Daniel postanowil wpasc pod kosiarke i pozbyc sie wiekszosci wlosow wiec o 22.00 zabralismy sie za proceder zrobienia z niego znow czlowieka. O 22.03 maszynka odmowila wspolpracy wycinajac piekny pasek z tylu glowy. (akurat roznica miedzy 1mm a 7mm jest widoczna niestety) O 22.15 juz bylam w sklepie. Daniel postanowil o tak poznej godznie popilnowac auta na parkingu. Kilka minut pozniej wyszlam z chinska maszynka za 4 funty (hurra wyprzedaze!). Dobrze ze sa calodobowe* markety w okolicy :-) (* -calodobowe oznacza od poniedzialku do piatku ale nie weekend, nawet jak pisze "24h - 7 dni w tygodniu" to nalezy przeczytac maly druczek) O 23 sasiedzi sie jeszcze nie skarzyli na roznoszace sie niskie buczenie po bloku wiec udalo na sie dokonczyc ciachanie.
Wniosek - nie nalezy sie ciac w niedziele bo wtedy markety sa tylko do 17 otwarte i bylby klopot. Reszta tygodnia jest dobra na eksperymenty. Bo nawet jak sie cos spapra w sobote wieczorem to w niedziele da sie cos jeszcze kupic.
Nowa maszynka posiada jeszcze funkcje masazu rak osoby trzymajacej maszynke ale pewnie w chinach to takie oczywiste ze nic nie napisali na opakowaniu. Co prawda potem sie lapki przez chwile trzesa ale na pewno ma to wiele zalet zdrowotnych a igiel nie trzeba.
Reszta tygodnia juz byla bez sensacji.

A teraz jest sobota rano i wg prognozy pogody na BBC mialo padac juz od czwartku a tutaj slonce, jak zwykle od 3 tygodni, zaskoczylo Anglikow i dalej swieci. To moze dzis sprobujemy sie gdzies wybrac. Zaraz jak tylko Daniel sie rozlaczy z pracy i wypiora sie reczniki...

Hmm nie pamietam kiedy jadlam ostanio sniadanie przed 9 w sobote...

sobota, 17 lipca 2010

Moja Zona wieczorem...

Ela:
- Poszlabym gdzies...
Ja:
- Ale za godzine bedzie ciemno.
Ela:
- Ale poruszalabym sie... przeszlabym sie na spacer... cos bym zrobila...
Po chwili zastanowienia wykrzyknela triumfalnie:
- WIEM! Umyje okna!

Jak jej nie kochac... ;-)
A zaraz zaproponuje spacer...

czwartek, 15 lipca 2010

epopeja samochodwa - ciag dalszy

Dzis w przyplywie entuzjazmu postanowilismy zaladowac w koncu naladowany akumlator do auta.
Jak juz Daniel pokla po cichu na srubki i je podokrecal to przekrecilismy kluczyk i.. nic.
Zamigotaly swiatelka i to by bylo na tyle.
Wykrecilismy akumlator. Tzn Daniel wykrecal a ja przeszkadzalam i zabralismy znow do domu.
Okazalo sie ze w trakcie ladwania padla ladowarka (a z opisu wynikalo ze zgaszone swiatelka oznaczaja naladowany akumlator) i sie akumlator prawie nie naladowal.
I jestesmy w punkcie wyjscia.
I tak sie konczy drugi odcinek naszego serialu o klopotach z autem.

Ale tym razem juz nam sie nei chcialo isc po zakupy.

wtorek, 6 lipca 2010

Powroty do domu w Londynie

Dzisiaj spalilo sie kilkadziesiat metrow kabla kilkanascie kilometrow dalej, ale sparalizowalo dzieki temu 3 linie metra. Pozniej na jeszcze jednej linii przestaly dzialac pociagi. Rezultat - oczywiscie kompletny chaos i setki ludzi stloczonych w tunelach metra i zastanawiajacych sie co zrobic.
Do domu wracalem 2 godziny - w koncu udalo sie statkiem.
A teraz zadanie dla uwaznych.

Przypatrzcie sie uwaznie zalaczonym obrazkom. Niestety jeden z nich jest malo wyrazny. Jesli sie wystarczajaco skoncentruje, to wiekszosc ludzi potrafi znalezc nawet do 5 roznic pomiedzy tymi zdjeciami.






poniedziałek, 5 lipca 2010

Czerwony rumak padl...

I tak sie skonczyla nasz wyprawa samochodowa do sklepu wieczorem zanim sie jeszcze zaczela.
Zostawilismy male swiatelko w srodku, jakis tydzien temu. Nawet Honda nie ma tak wytrzymalego akumlatora.
Ciezko wzdychajac ruszylismy na piechote do marketu uzbrojeni w plecaki i lody na pocieszenie z pobliskiego podejrzanego sklepu.

A dzis wbralismy sie na wybory statkiem. Bo jak zwykle w weekend polowa metra nie dziala. I tak gdzies bokiem minela nam niedziela...