wtorek, 31 sierpnia 2010

wolny poniedzalek

bardzo sie przydal na odpoczynek i na zakupy turystyczne (buty i plecaki) i japonskie jedzenie i plywanie statkiem po Tamize (a to z przymusu bo metro zamkneli) i na studia i na wieczorne rozmowy i na to ze sie czujemy jak w druga niedziele (ale pewnie bysmy sie nie obrazili na trzecia...)
A tak wygladam ja o rok starsza :-)

czesc dalsza spaceru czyli standardowo Greenwich

Napierw zahaczylismy o targowisko gdzie pelno pysznosci wszelakich


I nas naszlo patiotycznie na golabka i piegori i przede wszystkim na paczki z dzemem rozanym po ktore wlasciwie sie tam wybralismy


A potem poszlismy do parku siadlismy z kawa i sie potwornie rozpadalo ale i tak milo sie nam siedzialo z goraca kawa pod parasolem.
Po 20 minutach skonczylo padac i poszlismy na spacer spalac te smakolyki a paczki padly wieczorem do herbatki z cytrynka.


Aha i sie nie chwalilismy jeszcze ale w sobote juz oficjalnie (mamy papier :-) ) zakonczylismy kurs poczatkujacy dla narciarzy i potrafimy zjechac z calej wielkiej gorki. I potrafimy jechac tam gdzie chcemy i sie zatrzymac kiedy chcemy. I mamy juz zakaz wstepu na stok dla uczacych sie. I pewnie sie wybierzemy za tydzien cwiczyc juz sami bez instruktora.
A potem pewnie zapiszemy sie na kolejne lekcje. :-)

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Mudchute park czyli milo spedzamy niedziele

Zupelnie zapomnielismy o parku ktory mamy po swojej stronie rzeki i to do tego jakies 10 minut spacerkiem. Park nie jest duzy i w sumie trudno go parkiem nazwac bo malo tam drzew ale za to ciekawe stworzenia tam mieszkaja.

Znajdz papuge :
proba dzikich sliwek wypadla dobrze - po niezwykle cieplym i slonecznym lecie sliwki sa bardzo slodkie - tylko trzeba je ratowac od papug :-)

A to juz egzotyczna kura:

I najbardziej angielska z angielskich swin:

I owiece tez byly:

Kozy pozowaly zawodowo do zdjec:

A to swinka z najwiekszymi uszami jakie widzialam:

Proba spojrzenia:

I krowki :

A potem poszlismy do naszego standardowego parku. Ale o tym potem.

niedziela, 22 sierpnia 2010

-3 w sierpniu

czyli w tym roku obchody ostatniej dwudziestki zaczelam wczesniej i to w niecodzienny sposob. W prezencie od Daniela dostalam nauke jazdy na nartach na sztucznym stoku w okolicach Londynu ( a dokladniej Milton Keynes). Caly "stok" to 150 metrow betonu, nasniezone, w wielkiej hali supermarketowej (sa sklepy sportowe, restauracje i kino do tego) ale dla poczatkujacych zupelnie wystarczy.

Dzis spedzilismy 3 godziny na pierwszych zajeciach a za tydzien wybieramy sie na koleje lekcje.
Daniel brylowal na stoku czarujac panie instruktorki :-) A trzeci instruktor okazal sie Polakiem z Lodzi :-)
bardzo fajnie bylo! A czas minal blyskawicznie!

Ogolny poglad na caly stok, ale my jedzilismy dzis na "oslej laczce" po prawej

bardzo skupiona mina - staram sie zeby mi sie nogi nie rozjechaly :-)

Daniel probowal rozjechac fotografa - z usmiechem na twarzy :

Nie ma to jak kawa po kilku godzinach na sniegu i przed droga do domu:

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Niedzielny piknik

Umowilismy sie ze znajomymi w naszym parku na piknik i wizyte w planetarium.
Planetarium bylo fajne, z bardzo wygodnymi fotelami i tak o 3/4 mniejsze niz to w Chorzowie.
Na seansie najpierw pokazali nam wszystkie straszne rzeczy ktore sie dzieja w kosmosie (asteroidy, zderzenia galaktyk, meteory, zabojcze promieniowanie) a potem powiedzieli ze nie ma sie czym martwic, bo nas to raczej nie spotka (jakkolwiek zbliza sie do nas asteroida ktora ma szanse sie zderzyc z ziemia w 2029 a jak nie wtedy to wroci w 2040-ktoryms i wtedy sie zderzy na pewno, ale wciaz mamy sie nei martwic :-) )

Zanim znajomi dotarli to przyplatala sie wiewiorka:

Skoro juz wiedziala skad pochodza orzeszki postanowalia sama sie obsluzyc:

Ale cos jej nie szlo i sie zdenerwowala:

Ale my nie jestesmy tacy i sie jednak podzielilismy:

A niektorzy piknik spedzali bardzo komfortowo:

I tak mniej wiecej minela nam niedziela...

77 kuleczek

czyli jak milo spedzic sobotni wieczor z kilogramem mielonego indyka jak maz jest w pracy.

plus wiekla patelnia sosu warzywkowo-grzybkowego


A teraz to bedziemy jedli rpze kolejny tydzien bo w neidziele nie bylo okazji :-)

sobota, 14 sierpnia 2010

dokonania tygodnia w moim wykonaniu

Podsumowanie mojego tygodnia:

- udalo mi sie prawie eksplodowac mikrofalowke po tym jak ja wlaczylam po myciu cala mokra w srodku celem wysuszenia (bylo kolo 23 wiec mozg sie juz dawno wylaczyl) ale za to udalo mi sie wywolac kilka efektownych piorunow w srodku. Niestety na drugi dzien wspomniane pudlo dzialalo jak trzeba a juz sie cieszylam ze sie pozbede 50 kg zelastwa z domu ktore zawala pol kuchni tylko po to zeby podgrzac herbate czasem.

- zablokowalam wozek w supermarkecie wczoraj bo oczywiscie kto by czytal ostrzezenia ze za ta srebrna linia za ktora wlasnie sie znajduje wozek sie zablokuje i nie pojedzie. Mily pan popatrzyl, odblokowal i nawet nie skomentowal :-)

- w pracy udalo mi sie zalac pol wykladziny przy windzie - jak co dzien rano szlam sobie nieprzytomna z kolejna goraca herbata do biurka a tu nagle jak mi jakis czlowiek z bocznych drzwi nie wyskoczy - na szczescie sama polalam sie tylko troche co i tak jest niezywkle na moje umiejetnosci

i tak oto przezylam kolejny tydzien bez wiekszych uszczerbkow na zdrowiu i nawet nie mam nowych siniakow bo sprzety domowe przestaly mnie atakowac. Pewnie zbieraja sily a cos bardziej zmasowanego.

czwartek, 12 sierpnia 2010

nic sie nie dzieje

To chociaz weekendowe wiewiorki pokazemy z parku w Greenwich:




wtorek, 3 sierpnia 2010

poniedzialek

W poniedzialek, szacowne malzenstwo Janczakow wrocilo z pracy do domu z lekkim ( troche ponad godzinnym) poslizgiem (bo przyszedl pan sprzatacz do biura i zrobilo mi sie glupio, ze mu przeszkadzam).

Zrobili sobie kolacje, potem herbatke i odpalili komputery i kazdy sie podlaczyl do swojej pracy i zajal nadrabianiem zaleglosci, ktore sie wziely nie wiadomo skad i dokanczal projekty "na wczoraj".

A nastepnego dnia wstali jeszcze o godzine wczesniej nizby chcieli zeby byc w pracy o godzine wczesniej i pisac dalej. (ale przunajmniej autobusy i metro jest jeszcze puste o tej porze)

Cos nam ostatnio probuja wejsc na glowe.
Mam wrazenie ze wstajemy coraz wczesniej i coraz wiecej czasu spedzamy w pracy.
Ja na dodatek mam zakaz chorowania do konca listopada i zakaz brania urlopu do polowy wrzesnia. Sama radosc.

I co najgorsze nawet nie moge nakrzyczec na Daniela ze za duzo siedzi w pracy bo sama to robie. Wzdech.

niedziela, 1 sierpnia 2010

niedzielne majsterkowanie

czyli jak to Daniel zaoszczedzil nam wyprawy po zawiasy do szafy i minimum 3 godziny czasu.

Juz od pol roku powoli odpadaly nam dziwne srubki z jednych drzwi w szafie. Ale poniewaz drzwi dzialaly to nie chcialo mi sie nic z tym robic. Ale po jakims czasie odpadl dolny zawias a potem gorny i drzwi juz sie niebezpiecznie wyginaly i przeskakiwaly przy otwieraniu i w koncu nadszedl ten czas kiedy cos trzeba zrobic zanim calkiem odpadna.

Wlasciwie to chcielismy wykrecic jeden zawias i pojechac do sklepu i kupic komplet i wymienic ale Daniel rzucil wprawnym okiem i sie okazalo ze zawiasy sa bardzo udziwnione i wygladaja jak urwane ale to w sumie tak powinno wygladac i zawiasy sa dobre. Tyle ze wlasnie te srubki nalezy w sprytny spodob podokrecac. I po 10 minutach sie okazlo ze drzw sa na miejscu, szafa sie zamyka i nie skrzypi ani nie mam wrazenia ze mnie zamorduje przydniatajac :-)
A to wszystko przed poludniem w niedziele :-) I dlatego zamiast siedziec w korkach to sobie pije herbatke i spokojnie pisze :-)

sobotnia wyprawa w pagorki - w koncu doszla do skutku :-)

zaczelo sie jak zwykle - juz na moscie na druga strone Tamizy sie pojawily ostrzezenia o korkach
ale sie nie dalismy

Potem na M25 - autostradzie - obwodnicy Londynu sie pojawilo kolejne ostrzezenie o zwolnieniu poniedzy kolejnymi zjazdami ale sie nie poddalismy i wolno sie turlalismy dalej

Ale po kilkudziesieciu minutach z turlania sie przeszlismy w mniej aktywny tryb podrozy i wtedy sie poddalismy i ucieklismy z autostrady najblizszym zjazdem jakim sie dalo:


Ale postanowilismy jednak wykonac pierowtny plan i juz po niecalych 4 godzinach dotarlismy w pagorki przedzierajac sie przez lokalne drogi(z zywoplotami!!) i pomniejsze korki.
Zeby bylo ciekawiej to poszlismy w druga strone niz zwykle:

Po raz pierwszy w UK widzielismy maliny na dziko:

A potem ktos przerabial konie ne kroliki:

A kroliki sie tylko dziwily :

I nie omieszkalismy zahaczyc o nasze poletko jagodowe. Poniewaz od kilku tygodni jest cieplo i nie pada to jagod multum i bardzo slodkie tylko takie jakis mniejsze niz zwykle:

Do szlimy w koncu na "gorke" i sie okazalo ze juz nie sprzedaja herbatki. Trudno, woda tez jest fajna jak jest cieplo.

A potem wrocilismy do auta pusta, sloneczna droga.