Okazalo sie ze w Australii sie inaczej liczy pory roku. Tzn ich poczatki. I w ten sposob od 1 wrzesnia mamy wiosne :-) W Brisbane to nie byl problem bo wlasciwie pory byly dwie i przez wiekszosc czasu bylo to lato to sie jakos nie zastanawialismy.
W sobote wybralismy sie w pagorki o wdziecznej nazwie "Brisbane Ranges" czyli Lancuch Brisbane. Ale nazwa nie z powodu miasta Brisbane tylko gubernatora Nowej Poludniowej Walii - Tomasza Brisbane. W jego czasie (kolo 1825) jeszcze nie bylo naszego stanu Victoria i calosc byla Nowa Poludniowa Walia. I tak wlasnie mamy Brisbane Ranges kolo Melbourne. Zeby wszystkich zmylic. (Za jego czasow zalozyli nowa kolonie w Queensland i tak wlasnie postalo miasto Brisbane)
Ale dosyc historii i geografii - czas na alpaki!
Zobaczylismy po drodze do pagorkow i sie zatrzymalismy na zdjecia.
Nie omieszkalismy zatrzymac sie tez kolo wjazdu na farme jaj. Daniel i jego kury :-)
Wiosna! (ale to nie krokus, tylko jakis taki fioletowy kwiatek)
Niebieskie niebo i kwitnace eukaliptusy - czego mozna chciec wiecej?
Oczywiscie stada owieczek!
Tak wyglada skrzynka na listy/oznaczenie czyjegos wjazdu
Na parkingu przy pagorkach okazalo sie ze nasza tylna szyba juz nie jest az tak przezroczysta jak sie wydawalo jak wyjezdzalismy z domu
Sciezka przez pagorki szumnie nazwane Brisbane Ranges byla super. Wygladala bardzo gorsko pomimo "szczytow" dochodzacych do 300m npm.
Miejscami rpzypominalo nam Slowacje co nam sie bardzo podobalo.
A to ciekawostka - w kilku miejscach w lesie sa rozstawione stacje odkazania. Probuja walczyc z jakims grzybkiem i najpierw sie wyciera buty szczotka z blota (to niebieskie)
A potem staje w plynie odkazajacym i juz mozna isc dalej.
Sciezka sie zmieniala czesto - czasem trzeba bylo sie przedzierac przez zarosniety busz
czasem sie trafialy kladki przez blotko
A potem sie zmienialo kompletnie - czyli czerwona wypalona ziemia i eukaliptusy
A potem juz szlismy gora a czasem nawet przysiadalismy zeby podziwiac widoki
Wiosenny motylek
A to przyczyna naszego prawie zawalu w srodku lasu - chociaz nie wiem kto sie bardziej wystraszyl on czy my. Na pewno podskoczylismy tak samo.
To Swamp Wallaby czyli bagienny kangurek
A potem pokical i sie ukryl pod uschnietym drzewem
Rondo na srodku gory kolo sciezki bo dlaczego nie :-)
Zachod slonca zastal nas jeszcze u gory ale dzieki temu ze to okolice Melbourne a nie Brisbane mamy dlugi zmierzch i udalo nam sie spokojnie zejsc do auta zanim sie sciemnilo.
Po drodze nawet jeszcze trafilismy na kozice - chyba widok krokodyla w tym miejscu by nas mniej zdziwil niz kozica gorska :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz