Na talerzu mamy: mangostan, mleczny owoc (odmiana zielona) i meczennice jadalna (passiflora)
mleczny owoc (milk fruit) - nie ma chyba prostej nazwy po polsku poza lacinska.
Owocek zakupiony w sobote na targu na chinskim straganie, na tym samym na ktorym byly orzeszki makadamia w skorupkach.
Wyjada sie srodek, ktory ma konsystencje budyniowo-galaretkowa i smakuje troche jak galaretka mleczna. Tak troche bez smaku.
Ma ciekawe pestki za to - w polowie ciemne i blyszczace a w drugiej jasne i "poszarpane"
meczennica jadalna (passiflora) - to to jest ten egozytczny smak w sokach egzotycznych w Polsce
Ta odmiana jest chyba australijska - wieksza i podluzna, inna niz to co znamy z Anglii, jasniejsza i o wiele slodsza i bardzo intensywna w smaku.
Ze srodka wyjadamy pyszna zawartosc - zelowe/kisielowe otoczki pestek z pestkami i bardzo duzo zoltego soku. Eksplozja kubkow smakowych gwarantowana.
Akurat dalo sie to cudo dostac w Londynie w dzielnicy chinskiej. W konsystencji podobne do liczi ale bez smaku liczi. Bardzo delikatne i wlasciwie to lekko slodkie bez innych posmakow. Danielowi przypominalo delikatna, miekka gruszke.
Problemem moze byc otworzenie tego owocu bez rozwalenia zawartosci bo skorke ma bardzo gruba i zdrewniala.
Jak jest swieze to skorka ma bardzo brudzacy bordowo-fioletowy sok. Nasza wersja juz sie troche podsuszyla przez kilka dni i juz nie miala soku ( i to wlasciwie byl ostatni dzien na zjedzenie tego owocu zanim sie zepsul na amen bo na lupince widac juz ciemne plamy a i owocek zmienial kolor powoli)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz