W poniedzialek, szacowne malzenstwo Janczakow wrocilo z pracy do domu z lekkim ( troche ponad godzinnym) poslizgiem (bo przyszedl pan sprzatacz do biura i zrobilo mi sie glupio, ze mu przeszkadzam).
Zrobili sobie kolacje, potem herbatke i odpalili komputery i kazdy sie podlaczyl do swojej pracy i zajal nadrabianiem zaleglosci, ktore sie wziely nie wiadomo skad i dokanczal projekty "na wczoraj".
A nastepnego dnia wstali jeszcze o godzine wczesniej nizby chcieli zeby byc w pracy o godzine wczesniej i pisac dalej. (ale przunajmniej autobusy i metro jest jeszcze puste o tej porze)
Cos nam ostatnio probuja wejsc na glowe.
Mam wrazenie ze wstajemy coraz wczesniej i coraz wiecej czasu spedzamy w pracy.
Ja na dodatek mam zakaz chorowania do konca listopada i zakaz brania urlopu do polowy wrzesnia. Sama radosc.
I co najgorsze nawet nie moge nakrzyczec na Daniela ze za duzo siedzi w pracy bo sama to robie. Wzdech.
1 komentarz:
skads to znam...
Izja
Prześlij komentarz