Pisze dopiero dzisiaj bo przez dwa !! dni nie wlaczalam komputera w domu co bylo ciekawym doswiadczeniem. No ale ile mozna...
W zeszla niedziele znow postanowilismy sie wybrac w pagorki na poludniowym zachodzie Londynu. I tym razem nie bylo zle - udalo nam sie przejechac az na poludniowa strone Tamizy gdzie to za mostem pojawila sie migajaca tablica informujaca o korku miedzy zjazdami dokladnie po naszej trasie. Wiec w ostantiej chwili skrecilismy i pojechalismy tam gdzie korkow mialo nie byc. Zatrzymalismy sie na najblizszym zjezdzie z autostrady z kawa i wymyslilismy ze zamiast jechac do Dover (bo tak wypadlo) to pojedziemy do pobliskiego Folkestone i pojdziemy w kierunku Dover po klifach. Co bylo bardzo dobrym pomyslem, jak sie okazalo na miejscu, bo Folkestone wyglada 100 razy bardziej turystycznie niz Dover.
Klify w kierunku Dover:
Przekaska krabowa zakupiona na stoisku rybkowym( tak, krewetki obralismy i zjedlismy tez :-) )
Pustulka wiszaca przy klifie, troche ponizej nas:
Z serii co mozna spotkac na klifie: Szczesliwe prosiaczki ryja dziury w ziemi ale trufli chyba nie znalazly:
Pojawily sie juz pierwsze dojrzale jezyny czego nie omieszkalismy sprawdzic - tak, juz slodkie :-)
Herbatka w sympatycznym miejscu na klifie - sprzedaja dwie bardzo mile starsze panie:
A wrocilismy dolem klifow:
1 komentarz:
Ladne sa te wybrzeza
Izja
Prześlij komentarz