To byl bardzo fajny weekendowy wypad i wiekszosc zdjec zupelnie nie bedzie wygladac jak to czego kazdy sie spodziewa po Sydney.
Naszym przewodnikiem byl Slawek (moj kuzyn) u ktorego sie zatrzymalismy i ktory pokazal nam swoje ulubione miejsca.
Slawek mieszka na poludnie od centrum w czesci zwanej Southerland i to jest ukryty prawie tropikalny raj w Sydney. Dookola tej czesci jesli kilka parkow narodowych a poniewaz pogoda byla super to od nich zaczelismy zwiedzanie.
Tutaj w drodze do wodospadu w parku Heathcote NP.
A tutaj juz czesc wodospadu ktory wchodzi w skaly i wyplywa kilka metrow dalej.
Wymiana rodzinnych wiadomosci :-)
Idziemy z gory wodospadu pod kaskade
A to juz woda spod skaly
A tu znow na gorze na wiszacej skale
Kaskady z daleka
Skok przez strumien
Eukaliptusy z bardzo czerwona zywica
I nawet grzyka znalezlismy ale nie wiemy czy jadalny. Na wszelki wypadek nie dotykalismy.
Ale podobno w innym parku sa rydze i to duzo.
I kolejna skalka w srodku lasu
A tutaj juz zjedziemy do kolejnego parku i innego punktu widokowego
A tutaj juz jestesmy na Wattamolla Beach w Royal National Park
To jest bardzo ciekawe miejsce bo to slodka rzeka ktora wpada do oceanu
A do tego po drodze ma jeszcze wodospad (tutaj ludzie skacza z wodospadu - na zdjeciu wlasnie frunie dziewczyna w niebieskim stroju)
W kolejnej czesci to co wszyscy chca zobaczyc czyli opera :-)
poniedziałek, 31 marca 2014
piątek, 28 marca 2014
Sardynki
Bo kolejne zdjecia beda dopiero najwczeniej w poniedzialek, to jeszcze troche zaleglych.
Ostatnio bardzo nas rozbawila puszka po sardynkach na plazy otoczona meduzami!
A tak wyglada sklep z ryba i frytkami na wynos gdzie sie czeka prawie pol godziny ale warto!
Mozna nawet dostac herbatke na wynos w filizankach - o ile sie obieca ze sie calosc odniesie.
Wieczorne statki wyplywaja na polowy z zatoki na pelne morze.
A tutaj nasz nowy kolega sie przechadzal po plazy
Ostatnio bardzo nas rozbawila puszka po sardynkach na plazy otoczona meduzami!
A tak wyglada sklep z ryba i frytkami na wynos gdzie sie czeka prawie pol godziny ale warto!
Mozna nawet dostac herbatke na wynos w filizankach - o ile sie obieca ze sie calosc odniesie.
Wieczorne statki wyplywaja na polowy z zatoki na pelne morze.
A tutaj nasz nowy kolega sie przechadzal po plazy
środa, 26 marca 2014
Ceremonia parzenia herbaty
Jednym z elementow tej dziwnej wystawy byla tez ceremonia parzenia zielonej herbaty. A to dlatego ze artysta jest Chinczykiem a siedzenie przy herbacie to sposob na odpoczecie i pomyslenie o wystawie.
Ten pokaz jest organizowany dwa razy dziennie a przez reszte czasu jest ustawiony wielki dzbanek z zimna zielona herbata do sprobowania.
Okazalo sie ze kobieta prowadzaca jest Chinka ale urodzona i wychowana w Londynie wiec od razu zdominowalismy czesc przed ceremonia :-) (tzn oczywiscie Daniel rozmawial a ja robilam zdjecia )
Potem zaczelo sie opowiadanie o herbacie i zapachach i i tym co robic z lisciami.
Tutaj pierwsze zalanie liscie i ich "plukanie" - tego nie bedziemy jeszcze pic! Ta woda bedzie uzyta do ogrzania kubeczkow obok.
Niuchanie zaparzonych lisci
A tu juz herbata w kubeczkach odpoczywa przed piciem.
Potem kciuk sie kladzie na gorze a palec wskazujacy na dole i sie obraca calosc jednym szybkim ruchem.
I to wlasnie jest kubeczek to picia
A potem poszlismy probowac zimnej herbaty z tego dzbanka obok. W tej wersji liscie zalewa sie zimna woda wieczorem i rano mamy zimna herbate.
Tu herbatkowe zombie :-)
Ta ceremonia parzenia moze odbiegac od tradycyjnej bo zostala przygotowana na potrzeby wystawy.
Ten pokaz jest organizowany dwa razy dziennie a przez reszte czasu jest ustawiony wielki dzbanek z zimna zielona herbata do sprobowania.
Okazalo sie ze kobieta prowadzaca jest Chinka ale urodzona i wychowana w Londynie wiec od razu zdominowalismy czesc przed ceremonia :-) (tzn oczywiscie Daniel rozmawial a ja robilam zdjecia )
Potem zaczelo sie opowiadanie o herbacie i zapachach i i tym co robic z lisciami.
Tutaj pierwsze zalanie liscie i ich "plukanie" - tego nie bedziemy jeszcze pic! Ta woda bedzie uzyta do ogrzania kubeczkow obok.
Niuchanie zaparzonych lisci
A tu juz herbata w kubeczkach odpoczywa przed piciem.
Potem kciuk sie kladzie na gorze a palec wskazujacy na dole i sie obraca calosc jednym szybkim ruchem.
I to wlasnie jest kubeczek to picia
A potem poszlismy probowac zimnej herbaty z tego dzbanka obok. W tej wersji liscie zalewa sie zimna woda wieczorem i rano mamy zimna herbate.
Tu herbatkowe zombie :-)
Ta ceremonia parzenia moze odbiegac od tradycyjnej bo zostala przygotowana na potrzeby wystawy.
wtorek, 25 marca 2014
Galeria Sztuki Nowoczesnej w Brisbane
Czyli koniec koncow poszlismy sie ukulturalniac w niedziele :-)
I to do tego na platna wystawe!
A byla to wystawa chinskiego artysty Cai Guo-Qiang i byla ciekawa. Jak ktos chce poczytac wiecej po anglielsku to zapraszamy tutaj. A dla reszty nasz szybki opis i zdjecia ponizej.
Na wejsciu czekal na ludzi wielki eukaliptus - zeby pomyslec o historii i naturze. I eukaliptus to symbol Australii.
W drugim pokoju byla ekspozycja pod tytulem "Dziedzictwo".
99 roznych zwierzat stojacych na bialym piasku z pobliskiej wyspy Straddie i pijacych razem z jednego jeziorka gdzie kapala jedna kropla co jakis czas i robila kregi na wodzie.
Wnioski prosze wysnuwac samemu - temat przewodni - utracony raj albo jak kto woli utopia i co dalej.
Tu specjalnie dla Ani - kon.
Calosc mozna bylo obejsc i poogladac zwierzaki.
Zyrafa chyba miala najciezej z sieganiem do wody.
W trzecim pokoju byla eksposyzja zatytulowana "Naprzod".
99 wilkow skacze i sie rozbija o szybe a potem probuje sie podniesc.
Podobno inspiracja byl Mur Berlinski i ludzie ktorzy slepo podazaja za kims.
To co bylo ciekawe w tej czesci to to ze mozna bylo chodzic miedzy wilkami na ziemi.
I to tyle bylo platnej czesci :) No, prawie bo jeszcze byla ceremonia parzenia herbaty ale o tym nastepnym razem bo mam za duzo zdjec na jeden wpis.
A potem poszlismy do czesci darmowych i ogolnodostepnych.
Tutaj wystawa inspirowana motywami Aborygenskimi - wytwory aborygenow pomieszane z wytworami ludzi ktorzy nia maja zadnych korzeni Aborygenskich.
Tarcze
Wspolczesne "totemy"- to sie jakos inaczej w Australii nazywa ale chodzi o to samo.
Wszyscy ktorzy znaja mojego brata wiedza ktory to jego totem :-)
(lbs to miara wagi czyli funt = okolo pol kilo)
Po przejsciu tej czesci poszlismy odpoczac na fotele z widokiem na miasto.
Bardzo nam sie podobalo ze na kazdym pietrze bylo miejsce zeby sobie wygodnie usiasc i odpoczac.
Potem poszlimy na czesc bardzo nowoczesna ktora nam sie nijak nie podobala.
Bo nie przekonuje nas kobieta ktora pije mleko i patrzy w kamere albo czlowiek ktory nago zanurza sie w jeziorze albo czlowiek ktory siedzi w wodzie i sie polewa wiadrem. Plus jeszcze wiecej nagich osob tarzajacych sie we wszystkim co sie da.
Ta czesc zostawila nas z takim wlasnie odczuciem ktore Daniel najlepiej wyrazil swoim pyszczkiem na koniec tej czesc. (ktora w sumie szybko przeszlismy i nie mamy zamiaru wracac w przeciwienstwie do czesci aborygenskiej, ktora podobala nam sie bardzo)
Potem poszlismy po plecak do szatni ale zeby nie bylo ze nas sztuka nie dotknela to tez zrobilismy to w sposob bardzo awangardowy :-)
A potem oczywiscie na kawe!
I to do tego na platna wystawe!
A byla to wystawa chinskiego artysty Cai Guo-Qiang i byla ciekawa. Jak ktos chce poczytac wiecej po anglielsku to zapraszamy tutaj. A dla reszty nasz szybki opis i zdjecia ponizej.
Na wejsciu czekal na ludzi wielki eukaliptus - zeby pomyslec o historii i naturze. I eukaliptus to symbol Australii.
W drugim pokoju byla ekspozycja pod tytulem "Dziedzictwo".
99 roznych zwierzat stojacych na bialym piasku z pobliskiej wyspy Straddie i pijacych razem z jednego jeziorka gdzie kapala jedna kropla co jakis czas i robila kregi na wodzie.
Wnioski prosze wysnuwac samemu - temat przewodni - utracony raj albo jak kto woli utopia i co dalej.
Tu specjalnie dla Ani - kon.
Calosc mozna bylo obejsc i poogladac zwierzaki.
Zyrafa chyba miala najciezej z sieganiem do wody.
W trzecim pokoju byla eksposyzja zatytulowana "Naprzod".
99 wilkow skacze i sie rozbija o szybe a potem probuje sie podniesc.
Podobno inspiracja byl Mur Berlinski i ludzie ktorzy slepo podazaja za kims.
To co bylo ciekawe w tej czesci to to ze mozna bylo chodzic miedzy wilkami na ziemi.
I to tyle bylo platnej czesci :) No, prawie bo jeszcze byla ceremonia parzenia herbaty ale o tym nastepnym razem bo mam za duzo zdjec na jeden wpis.
A potem poszlismy do czesci darmowych i ogolnodostepnych.
Tutaj wystawa inspirowana motywami Aborygenskimi - wytwory aborygenow pomieszane z wytworami ludzi ktorzy nia maja zadnych korzeni Aborygenskich.
Tarcze
Wspolczesne "totemy"- to sie jakos inaczej w Australii nazywa ale chodzi o to samo.
Wszyscy ktorzy znaja mojego brata wiedza ktory to jego totem :-)
(lbs to miara wagi czyli funt = okolo pol kilo)
Po przejsciu tej czesci poszlismy odpoczac na fotele z widokiem na miasto.
Bardzo nam sie podobalo ze na kazdym pietrze bylo miejsce zeby sobie wygodnie usiasc i odpoczac.
Potem poszlimy na czesc bardzo nowoczesna ktora nam sie nijak nie podobala.
Bo nie przekonuje nas kobieta ktora pije mleko i patrzy w kamere albo czlowiek ktory nago zanurza sie w jeziorze albo czlowiek ktory siedzi w wodzie i sie polewa wiadrem. Plus jeszcze wiecej nagich osob tarzajacych sie we wszystkim co sie da.
Ta czesc zostawila nas z takim wlasnie odczuciem ktore Daniel najlepiej wyrazil swoim pyszczkiem na koniec tej czesc. (ktora w sumie szybko przeszlismy i nie mamy zamiaru wracac w przeciwienstwie do czesci aborygenskiej, ktora podobala nam sie bardzo)
Potem poszlismy po plecak do szatni ale zeby nie bylo ze nas sztuka nie dotknela to tez zrobilismy to w sposob bardzo awangardowy :-)
A potem oczywiscie na kawe!