poniedziałek, 5 sierpnia 2013

No i wakacje sie skonczyly...

... wiec i tytul bloga trzeba by zmienic

Lecielismy... pochodzilismy troche po Londynie... lecielismy, lecielismy, lecielismy... pochodzilismy troche po Singapurze... lecielismy, lecielismy... no i jestesmy w koncu w Australii :-)

Podroz uplynela nam w zasadzie bez problemow. Wizzair do Londynu zachowywal sie jakby za chwile mial sie rozleciec, ale dolecial bezpiecznie. W Londynie przespalismy jedna noc i dalej w droge. Do Singapuru lecielismy Airbusem A380 z Singapore Airlines i lecialo sie tak super, ze chetnie polecielibysmy jeszcze raz:-) A potem z Singapuru tutaj Airbusem A330 ktory byl srednia przemyslowa - nie tak dobry jak A380, nie tak zly jak Ryanair i Wizzair, ale obsluga wciaz super.

Ale podroz to osobny temat i wymaga osobnego posta, ktory pewnie moja Ukochana Zona wkrotce umiesci:-)

Jestesmy juz w Brisbane 5 dni, jutro ide po raz pierwszy do nowej pracy (i wcale sie nie stresuje, wcale sie nie stresuje, wcale sie nie stresuje...) no i wakacje sie koncza.

Ale w miedzyczasie zdazylismy pozalatwiac roznorakie formalnosci i troche poogladac centrum miasta i na razie nasze wrazenia sa nastepujace:
- spodziewalismy sie ze pogoda bedzie troche lepsza, miasto troche wygodniejsze do zycia, ludzie troche milsi, okolica troche ciekawsza...
- jest lepiej niz zesmy sie spodziewali :-)

Chyba dawno juz zadne miasto nie spodobalo mi sie tak bardzo od samego poczatku. Pominawszy cala swiadomosc tego ze jestesmy pod tropikami to:
- przylecielismy na lotnisko wczesnie rano w ciagu lokalnej zimy (w sumie wlasnie zaczal sie tutaj "luty"). Powitalo nas blekitne niebo, kilka palm i prawie 20 stopni. W nocy robi sie nieco chlodno, w dzien mozna spokojnie chodzic w koszuli.
- bylismy juz dobre kilka razy w centrum miasta w porach szczytu. Owszem, jest troche samochodow ktore stoja na swiatlach, ale absolutnie bez porownania z korkami w Londynie.
- ulice sa wyraznie szersze
- miasto wydaje sie wyraznie czystsze
- ludzie zachowuja sie o wiele spokojniej i mniej agresywnie niz w Londyni.
- ludzie sa jak na razie autentycznie przyjazni. W Londynie wszyscy byli uprzejmi - owszem - ale niekoniecznie przyjazni. Tutaj za pierwszym razem kiedy wszedlem do jednego ze sklepow i sprzedawca poradzil mi ze konkretna rzecz lepiej kupie u konkurencji za rogiem myslalem ze sie przeslyszalem. Ale to samo bylo co chwile w kolejnych sklepach i urzedach ktore odwiedzilismy. Tam gdzie nie byli pewni ze oferuja nam dokladnie to co chcemy kierowali nas dalej, takze do konkurencyjnych sklepow albo bankow. Oczy TAK nam sie otworzyly ze zdumienia.

Mieszkanie firmowe na razie jest takie ze mozemy o nim zapomniec dla nas samych, bo nas nie bedzie stac:-) Ale cieszymy sie dopoki jest:-) 32 pietro w wiezowcu w centrum tuz nad rzeka, z widokami na miasto i rzeke, 2 sypialnie, wielki balkon, super. Sami bysmy takie chcieli:-)

Przeszlismy sie tez juz troche po okolicy, zaraz na poludnie od scislego centrum miasta koniec polwyspu zostal przeznaczony na maly ogrod botaniczny. I nawet ten maly ogrod jest super. Trafilismy juz wiele razy na ibisy (jak sie okazuje trudno tu na nie nie trafic), jedna goane (wielki jaszczur), jednego kormorana (prawie identyczny z europejskim), przemknely nam nad glowa nietoperze (ale poznym wieczorem wiec niewiele bylo widac) i widzielismy troche malych, ale calkiem glosnych ptaszkow. Zadnego weza. Jeden pajak ktory spokojnie siedzial sobie na swojej wlasnej prywatnej pajeczynie w parku i nikomu nie zawadzal :-)

Bardziej egzotyczne zwierzeta jeszcze czekaja na swoja kolej w weekend bo jeszcze nie bylo na nie czasu:-)

Jak sie okazuje dwa kanaly panstwowe nadaja sekcje z wiadomosciami w roznych lokalnych jezykach, wiec obswerujac wieczorem wiadomosci po grecku i tajlandzku zastanawialismy sie przez chwile czy jest takze polski. Oczywiscie ze byl:-) Dzisiaj rano pol godziny wiadomosci z Polsatu :-) Drobna rzecz i niby nam niepotrzebna z naszym angielskim, ale fajnie widziec ze cudzoziemcy nie sa traktowani jako obcy, tylko jako normalna czesc spoleczestwa. W Anglii z kilkuset tysiacami Polakow i tysiacami innych cudzoziemcow jakos nie ma czegos takiego.

No to jeszcze wrzuce kilka zdjec, bo jutro pierwszy dzien w nowej pracy, wiec trzeba sie nieco przygotowac i isc spac.

Samolot ktorym przylecielismy do Brisbane na lotnisku w Brisbane. Sloneczny zimowy poranek:-)

Pamiatki do kupienia na lotnisku. Mozna zaczac podejrzewac ze to chyba nie Europa.

A tutaj po 3 dniach bez snu pelzniemy do naszego tymczasowego mieszkania. Poniewaz pogoda byla ladna to nie powstrzymalo mnie to od robienia zdjec po drodze:-)

Typowa ulica w centrum miasta.

Widok z balkonu w firmowym mieszkaniu. Jakby tak... ladnie...

Pierwsza goana spotkana w parku. Podszedlem do malego stawiku zrobic zdjecia ibisow i kaczek, a ona sie spokojnie wygrzewala na lisciach:-)
Maly ogrod botaniczny na poludniowym koncu cypla gdzie znajduje sie centrum miasta. Jakies 10 minut marszu z centrum.

Powrot do domu z zakupami. U gory mieszka jakis maly ptaszek ktory jest _taki_ malutki ale ma TAKI glos :-)

Poludniowy brzeg rzeki. Kiedys byly tam tereny przemyslowe, potem wystawa poswiecona chyba Nepalowi jesli dobrze pamietam? Wystawa sie skonczyla, ale pagoda pozostala bo bardzo sie wszystkim spodobala:-)

Poludniowy brzeg rzeki. Poniewaz woda w rzece niezbyt sie nadaje do kapieli (dziwne bakterie, bloto po deszczach, teoretycznie mozliwe rekiny) to zrobiono sztuczna plaze i lagune:-)

Na razie nie ma problemu z zaopatrzeniem w rzeczy niezbedne do zycia:-)

Tego zesmy sie nie spodziewali:-)

Ela na razie dba zeby mnie nie opuscila odwaga na dzien przed rozpoczeciem nowej pracy.

A ja za to wieczorem niemilosiernie zmasakrowalem kokosa zeby sie dostac do srodka... bo nie mamy tasaka ani mlotka ani nic takiego. Ale dalo sie:-)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

No i żeby te pozytywne wrażenia trwały wciąż , samych plusów na tym końcu świata życzy mama G

Anonimowy pisze...

Przepięknie!!! Można by powiedzieć "kocham zimę" ;P Pozdrowienia i powodzenia, Arek :-)