W drugi dzien stycznia postanowilismy ambitnie wybrac sie w gory i przejsc trase o ktorej myslelismy ze nas pokona na calego ale sie przyjemnie zdziwilismy bo sie zmiescilismy w czasie na znakach :-)
Pojechalismy za granice do stanu Nowa Poludniowa Walia na gore Mount Warning - jakies 2 godziny na poludnie od nas. Przy okazji zmienilismy jedna strefe czasowa bo tam jest godzina wczesniej (czyli z 11 zrobila sie 12)
Nasz cel na horyzoncie
Droga na parking pod gora
A to juz poczatek szlaku - taka troche ceprostrada az do samej gory. Samo wejscie tak jak na Babia Gore z Krowiarek - 700 metrow w pionie.
Na dole bylo bardzo palmowo
To figa - dusiciel - oplata i zarasta wybrane przes siebie drzewo ktore sluzy jako stelaz.
Mielismy szczescie ze szlak byl otwarty bo poprzednio wiekszosc byla zatarasowana przez takie drzewka
Nie obeszlo sie bez indyka na kazdym etapie wchodzenia
A to juz nie palmy a paprocie drzewiaste w polowie drogi
Postoj na marchewke i jablko - co Daniela niezmiernie bawilo (on zaopatrzyl sie w batoniki)
i kolejny indyk
To czego sie nie spodziewalismy na szlaku to bardzo glosne cykady - tak ze w mozgu swidrowalo. Na szczescie chusteczki w uszach pomagaly i cieszyly ludzi ktorzy nas mijali :-)
Prawie jak Tarzan :-)
I jeszcze jedna paproc drzewiasta
I dalsza sciezka
A tutaj ostatnie 100 metrow sciezki na szczyt - prawie pionowo i po lancuchach
W polowie lancuchow - zdjecie w gore
i zdjecie w dol
Widoczki po drodze z lancuchow
A tutaj juz widac platforme na szczycie
Raz dwa trzy - sam szczyt zaliczony :-)
widoczki
Na samej gorze jest sciezka dookola z kilkoma platformami widokowymi
Malo co widac bo bylo bardzo goraco i wszystko parowalo i unosila sie mgielka pod nami
Drzewka trawiaste kolo szczytu
Pobliska gorka - jedna z nielicznych ktore bylo widac wyraznie
A tu liany zwisaja z drzew
Wiekszosc roslin miala kolce i to nie tylko na lodygach ale i na lisciach tez!
I znow palmy na dole
i dzungla palmowa
I mostek przez palmowe zarosla (na razie wciaz nam malo palm!)
A to auto stalo na parkingu kolo nas jak wrocilismy - chyba malowane plakatowka :-)
Mala plantacja bananow przy drodze
I pole trzciny cukrowej - male bo dopiero co zasadzone
Jako ze poza jogurtem na sniadanie i marchewkami (albo batonikiem) nic nie jedlismy caly dzien - w drodze powrotnej na kolacje pozwolilismy sobie na hamburgera w wersji australijskiej czyli z jajkiem i buraczkami.
Aha w czasie wejscia na gorke i zejscia poszlo nam 5 litrow wody :-) bylo naprawde goraco!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz