W sobote rano pojechalismy zmienic opony. Zmiana opon to strasznie meczaca rzecz - trzeba sie zdecydowac czy w czasie jak sie ludzie na warsztacie mecza, chce sie wypic jedna kawe czy moze dwie. U nas w koncu stanelo na dwoch bo kawa dobra byla :-)
Jak juz zalatwilismy auto to wrocilismy do domu i pojechalismy na rowery bo byla ladna pogoda.
Tym razem pojechalismy na druga strone rzeki kolo ktorej czasem przejezdzamy w drodze do portu
Tutaj panoramka na centrum miasta po lewej i mokradla kolo rzeki
A tu patrzylismy jak wielki kontenerowec (albo tankowiec) wplywa na rzeke zeby sie dostac do portu przeladunkowego w Melbourne. (rowery i Daniel jako porownanie wielkosci)
Port jest zaraz za tym wielkim mostem z gornych zdjec
Po drodze mozna zauwazyc ciekawe dekoracje w domach - jak kon na drugim pietrze, w sumie czemu nie :-) (to oczywiscie zdjecie dla Ani)
A to statek wojskowy w innym porcie kawalek dalej
I jeszcze armata na koniec - o, jaka wielka! :-)
Na rowerach wywialo nas potwornie! Bo caly czas jechalismy pod wiatr ktory wial z zimnego morza. Jak zaczelismy w krotkich rekawach (to ja) , tak skonczylismy telepiac sie w polarach i zamiast jechac przewidziane 30km, skonczylismy po 13. Dzis od rana kichamy i prychamy i moze sie to bardziej nie rozwinie. Oddawanie krwi przez Daniela przelozylismy na za dwa tygodnie bo nie ma sensu zarazic jeszcze kogos do kompletu. A dzis byl dzien spedzony na sofie z ksiazka i herbatka z cytryna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz