sobota, 23 maja 2015

Grzybki-niespodzianka i reszta soboty


W sobote rano (czyli dzis) wybralismy sie do kina na 10 rano (na Avengers jakby sie kto zastanawial). Tak wygladaly kasy kinowe 10 minut przed czasem rozpoczecia filmu:



Na szczescie przyszedl zaspany chlopaczek i sprzedal nam bilety. Potem na pietrze (bo kasy sa pietro nizej) 5 minut przed czasem tak wygladalo wejscie do sal, ale w koncu otworzyli i przetrzymali nas 25 minut na reklamach!! To pewnie z zemsty za tak wczesne seanse :-)


Obok kina (ktore sie znajduje w centrum handlowym w centrum Melbourne) znalezlismy dosyc nietypowy sklepik- nie sklepik czyli taka mala biblioteke. Dziala na zasadzie wymiany: mozna sobie zabrac ksiazke ale trzeba przyniesc i zostawic jakas inna. Nastepnym razem jak pojdziemy do kina to wezniemy nasze zapasy i zobaczymy co sie nam trafi.


Po kinie postanowilismy zaszalec (u nas dzis bylo 13 stopni) i poszlismy na lody wloskie. Lodziarnia ma tez sklepik z wloskimi produktami i przysmakami. 


I co tam znalezlismy??!! RYDZE! Takie jakimi zajadalam sie zawsze w Zawoi u babci. Oczywiscie zakupilismy od razu pol kilo i sie nawet dowiedzielismy gdzie zbierali (niedaleko Wiszacej Skaly, moze skoczymy przy okazji na piknik :-) to tylko godzine od nas)
Rydze nie sa tutaj normalne, same sie przywlekly z sadzonkami sosen i sie zadomowily. Ale wystepuja tylko tam gdzie sosny czyli w naszych okolicach :-) A ze w tym roku dosyc mokro to podobno jest wysyp.


I wynalezlismy tez mini buteleczki z miodami z dachow z Melbourne. Pszczelarze poustawiali ule na biurowcach i mamy miejski miod. Ale miodu sie nie odwazylismy kupic :-) 


A to juz rydze na patelni z odrobina masla i soli. Znikly tak szybko ze nie ma zdjec na talerzach. 



Brak komentarzy: