Dzis bylam na delegacji z pracy jakies 3 godziny na polnoc od Melbourne. Pojechalismy do pakowalni owocow i sadu instalowac nowy pragram.
Na miejscu przywitala nas grozna ges. Dobrze ze akurat juz dojechalismy bo stala na srodku drogi i nie miala sie zamiaru ruszyc.
A po calosci zakladu krecil sie pies ktory mial byc grozny ale sie przymilal do kazdego.
To maszyna do opryskow/nawozow w ksztalcie rakiety prawie. Takiej w Polsce nie widzialam ale z drugiej strony tez sie w sumie specjalnie takimi maszynami nie interesowalam. Mozliwe ze Polskie sady tez maja takie zabawki.
W tle zbiornik na wode i gruszki
Mlode jablonki ktore sie ciagna kilometrami
Wieza ze skrzynek kolo glownej pakowalni
A to koniec linii produkcyjnej - tutaj owocki trafiaja juz do paczek po tym jakbyly umyte, odwoskowane i posortowane wg wagi, koloru i wilkosci (albo co sobie kto zazyczyl)
Akurat nic sie nie pakowalo, szkoda.
A to juz prawie na wylocie na autostrade w strone Melbourne - wystawa wiatrakow
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz