Jakos tak pogoda zwariowala do reszty na koniec lata i w sobote i niedziele bylo ponad 30 stopni!
To pojechalismy znow nad morze na klify, na ktorych nas jeszcze nie bylo. I sie okazalo, ze to dokladnie taka trasa o jakas nam caly czas chodzilo - dluga i po klifach i widowiskowa. Lacznie przedeptalismy jakies 23 km ( miejscami zbiegajac i wbiegajac na gorki z rozpedu)
Stacja poczatkowa z szumnym podpisem "Sloneczne wybrzeze" - akurat w sobote im sie udalo...
a to poczatek klifow przy Eastbourne
tutaj prazylo bardzo, a z latarnia w tle wygladalo co najmniej jak Grecja
jak sie juz wdrapalismy na gorke na zdjeciu powyzej, to sie milo zaskoczylismy pubem/restauracja wiec zasiedlismy na rybie z frytkami i dzbanku pimmsa. W ciagu godziny jaka tam spedzilismy od morza nadeszly chmury i sie zrobilo bardzo nastrojowo.
Tam na dole jest latarnia
A to walsnie chmury na klifie ktorych na szczescie nie bylo dalej na trasiei latarnia ktora sie ukryla
Po drodze trafilismy na kolejna latarnie ktora niestety tez nie jest w uzytku latarniowym tylko zrobili z niej luksusowy pensjonat
Po kolejnych kilku godzinach doszlismy do rzeki, ktora powinno sie obejsc - tzn isc w gore az sie natrafi na most i potem wrocic i isc dalej. Ale jako ze byl odplyw a rzeka nie wygladala strasznie to sobie scielismy droge. Co sie okazalo niefajne bo kamyki byly potwornie przeprzyjemne. I fajne bo woda byla zadziwiajaco ciepla jak na rzeke.
Na pseudo plazy nawet znalazl sie jakis piasek miedzy kamykami - akurat zeby sie poczuc jak nad morzem ;-)
Tu juz bylo dosyc ciemno ale wciaz widac ile krolikow sie pojawia na sredno uczeszczanej trasie:
To jedna trzecia trasy ktora przeszlismy
A to nasz cel czyli miasteczko Seafront i gdzies tam nasza stacja kolejowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz