niedziela, 6 lutego 2011

Pierwszy lutowy weekend

krokusy nam wysypalo pod oknem prawie:


Ale poszlismy leczyc depresje najwiekszym hamburgerem jakiego widzialam - nazywa sie kiwiburger :-)


prawie pomoglo wiec doleczylismy szarlotka i kawa w parku (i to ledwo juz przezylam)

za kare obeszlismy caly Bushy Park gdzie niektorzy mieli bliskie spotkania z natura :-)

A potem wroclismy pociagiem do domu bo juz sie ciemno robilo i zobaczylismy sobie pierwsza czesc Wladcy Pierscieni :-) I jakims dziwnym trafem sobota sie skonczyla.

4 komentarze:

Anushka pisze...

Ale ja bym zjadła taką szarlotkę :) i te frytki też :D

Biet pisze...

To przyjedz to pojdziemy :-)

Daniel pisze...

Mama Ci powie co masz zrobic: Hic! Hop! Hic! Hop! :-)

Anonimowy pisze...

To nie sa frytki, tylko frytkasy i hamburgerzysko. Jak oni jako narod maja byc szczupli? Niewykonalne :)

Izja