W wiekszosci spedzialismy go na pakowaniu i wywalaniu sterty niepotrzebnych rzeczy. I pozbylismy sie prawie wszystkiego (z jakiegos powodu nikt nie chce szafy na ksiazki)
Ale wyskoczylismy tez na kawe do Canary Wharf (i czesciowo z innych powodow tez)
Bylo tak cieplo ze nareszcie mozna bylo owce zaprosci na przechadzke:
I przy okazji trafilismy na jakis festiwal tanca i ta grupa spodobala nam sie najbardziej - pantomima z maskami z zapasow meksykanskich. Niestety nie zanam nazwy grupy a szkoda bo byli super.
W niedziele po poludniu postanowilismy wykorzystac w koncu bilety ktore dostalam z pracy na pozegnanie i pojsc na taras widokowy w najwyzszym budynku w Londynie czyli The Shard.
Ale zaczelismy od wloskich lodow nieopodal :-)
Potem wjechalismy dwoma windami na 72 pietro i podziwialismy widoki.
Poniedzialek zaczal sie kawa mieszana widelcem :-) bo spakowalismy wszystkie sztucce do Australii. A wstalismy wczesnie rano bo zaklepali nam odbior paczek do Australii na 12 i poinformowali o tym w niedziele wieczor. (bo sie zapytalismy w czwartek ile wczesniej musimy ich powiadomic o wysylce i jakos tak im sie zapisalo ze juz wysylamy) Ale zmobilizowalo to nas bardzo i tym sposobem juz sie pozbylismy najgorszej czesci.
Tutaj Daniel goroczkowo wypelnia papiery do wysylki bo oczywiscie przyjechali jeszcze wczesniej niz sie zapowiedzieli :-)
To teraz paczki do Polski, walizki do Australii i bagaze do samolotu do Polski. I juz. uff! :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz