Po dwoch latach wrocilismy zeby znow podbic Walie i jej pagorki. Ale jakos Walia wciaz nas nie lubi. W ciagu dnia aparat nam wariowal, co mu sie nigdy wczesniej nie zdarzalo( ostatnim razem wogole poszla nam karta i nie mamy zadnych zdjec) ale na szczescie cos udalo sie zachowac na zdjeciach teraz.
Most przez zatoke skracajacy droge z Londynu o jakies pol godziny (platny w jedna strone - do Walii) :
Dwujezyczne znaki zaczely sie od tego miejsca: ("Witamy w Walii")
Na horyzoncie cel naszej wyprawy:
Po drodze czyhaly pulapki w postaci pola poteznych i slodkich jagod:
Daniel Zdobywca:
Brykajace kucyki:
"Szczyt" ktory ciagle jest powiekszany przez turystow:
Owca nie chciala nas przepuscic:
Wiec zabralismy jej za kare troche welny ( a tak naprawde to welny tam sporo mozna po drodze nazbierac :-)
A potem zrobilo sie ciemno i namiot na kempingu rozbijalismy przy latarce. Zastrajkowalo nam otwieranie auta i nie wiedzielismy co z tym zrobic, w nocy spadl deszcz i bylo potem bardzo blotniscie. Wiec rano jak sie okazalo ze auto jednak sie otwarlo, a deszcz nie przestaje padac, pomyslelismy ze Walia nie chce nas goscic wiecej niz na jeden dzien, wiec pojechalismy do domu. I dobrze bo po poludniu na autostradach byly straszne korki z powodu wypadkow i strzelanin. Ale o tym dowiedzielismy sie juz z wiadomosci, ktore ogldalismy siedzac z goraca herbatka w kubkach i przy akompaniamencie deszczu na szybach.
Miejsce jest bardzo ladne wiec moze sprobujemy znow sie narazic na dziwne i nieprzewidziane wypadki w Walii.